ZADOMOWIENIE

 

Przepisane 6  - 1 2 3 4 5 6 7

 

www.antoniorzech.eu

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kimże ja jestem, aby osądzać?                      

 

Najważniejsze słowa Franciszka

oprac. red  23.07.2016 01:00 

Franciszek jest mistrzem celnych zdań. Nie kręci, nie unika odpowiedzi, zawsze wypowiada się jasno, odważnie i na temat. Oto ulubione słowa Papieża pisarzy, aktorów, biskupów, zakonników, dziennikarzy.

(...)

Bóg 

Myślę, że naszemu Ojcu Niebieskiemu jest bardzo przykro, kiedy widzi, że Jego dzieci nie ufają Mu w pełni. Być może wierzą raczej w jakiegoś dalekiego Boga niż w miłosiernego Ojca. U wielu może też powstać wątpliwość, czy Bóg, chociaż jest Ojcem, nie jest także kimś, kto nas nadzoruje. A więc może mu nie ufać, bo może zażądać czegoś zbyt trudnego albo nawet zesłać jakąś próbę. Ale to jest wielkie oszustwo, pradawne kłamstwo nieprzyjaciela Boga i człowieka, które deformuje rzeczywistość i przedstawia dobro jako zło. To pierwsza pokusa: być z Bogiem na odległość, przestraszyć się podejrzenia, że Jego ojcostwo nie jest w rzeczywistości opatrznościowe i dobre. Tymczasem On miłuje nas bardziej, niż my sami siebie kochamy, i wie, co dla nas jest dobre. (Na spotkaniu z naśladowcami św. Alojzego Guanelli)
Adam Woronowicz, aktor

Choroba 

Kościół, który nie wychodzi na zewnątrz, wcześniej czy później zostaje zniszczony chorobą. Kościołowi, który wychodzi na zewnątrz, tak jak każdej osobie, która wychodzi na ulicę, może przytrafić się jakiś wypadek. Powiem wprost: o tysiąc razy wolę Kościół po wypadku niż Kościół chory. Chorobą typową dla Kościoła jest zamknięcie się w samym sobie, wpatrywanie się w samego siebie. Jest to rodzaj narcyzmu, który prowadzi nas do duchowego zeświecczenia. (List do Episkopatu Argentyny)
Maja Komorowska, aktorka

Ciepło 

Otwórzmy nasze oczy, aby dostrzec biedę świata, rany tak wielu braci i sióstr pozbawionych godności. Poczujmy się sprowokowani, słysząc ich wołanie o pomoc. Nasze ręce niech ścisną ich ręce, przyciągnijmy ich do siebie, aby poczuli ciepło naszej obecności, przyjaźni i braterstwa. (Misericordiae vultus)
ks. prof. Michał Czajkowski, teolog

Czułość 

Nie powinniśmy się bać dobroci i czułości. (Podczas mszy inaugurującej pontyfikat)
Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka TVN

Dobro 

Każdy ma swoje pojęcie Dobra i Zła i powinien wybierać Dobro i zwalczać Zło, tak jak je rozumie. To wystarczyłoby, by świat stał się lepszy. (Rozmowa z Eugenio Scalfarim)
prof. Zbigniew Mikołejko, historyk religii, filozof

Doglądanie 

Z faktu bycia stworzonymi na Boży obraz i nakazu czynienia sobie ziemi poddaną nie można wywnioskować absolutnego panowania nad innymi stworzeniami. Ważne jest odczytywanie tekstów biblijnych w ich kontekście, we właściwej hermeneutyce, i przypominanie, że zachęcają nas one do "uprawiania i doglądania" ogrodu świata (por. Rdz 2, 15). Podczas gdy "uprawianie" oznacza oranie i kultywowanie, to "doglądanie" oznacza chronienie, strzeżenie, zachowanie, bronienie, czuwanie. Pociąga to za sobą relację odpowiedzialnej wzajemności między człowiekiem a naturą. Każda wspólnota może wziąć z dóbr ziemi to, czego potrzebuje dla przeżycia, ale ma również obowiązek chronienia jej i zapewnienia, by nadal była ona płodna dla przyszłych pokoleń. (Encyklika Pochwalony bądź)
Jarosław Mikołajewski, dziennikarz, poeta

Dom, nie urząd celny 

Wszyscy mogą w jakiś sposób uczestniczyć w życiu Kościoła; wszyscy mogą należeć do wspólnoty i nawet drzwi sakramentów nie powinno się zamykać z byle jakich powodów. Eucharystia, chociaż stanowi pełnię życia sakramentalnego, nie jest nagrodą dla doskonałych, lecz szlachetnym lekarstwem i pokarmem dla słabych. Często zachowujemy się jak kontrolerzy łaski, a nie jak ci, którzy ją przekazują. Kościół jednak nie jest urzędem celnym, jest ojcowskim domem, gdzie jest miejsce dla każdego z jego trudnym życiem. (Evangelii gaudium)
Marcin Dzierżanowski, dziennikarz "Wprost"

Homoseksualizm 

Jeśli ktoś jest homoseksualistą, poszukuje Pana Boga, ma dobrą wolę, kimże ja jestem, aby ją osądzać? Katechizm Kościoła katolickiego wyjaśnia to tak pięknie, że tych osób nie należy z tego powodu marginalizować, powinny być włączone do społeczeństwa. Problemem nie jest posiadanie tej skłonności, nie - musimy być braćmi
Robert Biedroń, prezydent Słupska

Kimże ja jestem? 

Kimże ja jestem, aby osądzać? (Do dziennikarzy podczas podróży samolotem)
Andrzej Stasiuk, pisarz

 

Kruchość świata 

My wszyscy chrześcijanie, niepozorni i mali, lecz mocni w miłości Bożej - jak św. Franciszek z Asyżu - jesteśmy powołani do zatroszczenia się o kruchość ludu i świata, w którym żyjemy. (Evangelii gaudium)
ks. prof. Alfred Wierzbicki, teolog, poeta

Krzyż 

Wiele razy zastanawiam się, jaki będzie mój krzyż, jaki jest mój krzyż. Krzyże istnieją, nie widać ich, ale są. (Wywiad dla Radio Renascenca)
Jacek Napiórkowski, poeta

Miłosierdzie 

Miłosierdzie to najwyższy i ostateczny akt, w którym Bóg wychodzi nam na spotkanie. Miłosierdzie jest podstawowym prawem, które mieszka w sercu każdego człowieka, gdy patrzy on szczerymi oczami na swojego brata, którego spotyka na drodze życia. Miłosierdzie to droga, która łączy Boga z człowiekiem, ponieważ otwiera serce na nadzieję, że będziemy kochani na zawsze, pomimo ograniczenia, jakim jest nasz grzech. (Misericordiae vultus)
kardynał Gianfranco Ravasi, Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury

Nadzieja 

Kościół nie jest na świecie po to, by potępiać, lecz by pozwolić na spotkanie z tą przenikającą do trzewi miłością, jaką jest Boże miłosierdzie. Aby mogło się to zdarzyć - co często powtarzam - trzeba wyjść. Wyjść z kościołów i parafii, wyjść i pójść szukać ludzi tam, gdzie żyją, gdzie cierpią i gdzie mają nadzieję. Szpital polowy, ten obraz, za pomocą którego lubię opisywać ów Kościół wychodzący, charakteryzuje się tym, że zakładany jest tam, gdzie toczy się walka: nie ma stałej struktury, nie jest wyposażony we wszystko, jak miejsce, gdzie udajemy się, by leczyć i drobne, i poważne dolegliwości. Jest przenośny, ma zapewniać pierwszą pomoc, szybką interwencję, ma zapobiegać temu, by poszkodowani w walce umierali. To medycyna pierwszej pomocy, tutaj nie przeprowadza się specjalistycznych badań. Mam nadzieję, że Nadzwyczajny Jubileusz pozwoli jeszcze wyraźniej pokazać oblicze Kościoła, który odkrywa matczyne wnętrze miłosierdzia i wyjdzie naprzeciw tak wielu zranionym potrzebującym wysłuchania, zrozumienia, przebaczenia i miłości. (Miłosierdzie to imię Boga, Kraków 2016)
abp Józef Kupny, metropolita wrocławski

Odrzuceni 

Nie może tak być, że nie staje się wiadomością dnia fakt, iż z wyziębienia umiera starzec zmuszony, by żyć na ulicy, natomiast staje się nią spadek na giełdzie o dwa punkty. To jest wykluczenie. Nie można dłużej tolerować faktu, że wyrzuca się żywność, podczas gdy są ludzie cierpiący głód. To jest nierówność społeczna. Dzisiaj wszystko poddane jest prawom rywalizacji i prawu silniejszego, gdzie możny pożera słabszego. W następstwie tej sytuacji wielkie masy ludności są wykluczone i marginalizowane: bez pracy, bez perspektyw, bez dróg wyjścia. Samego człowieka uważa się za dobro konsumpcyjne, które można użyć, a potem wyrzucić. Daliśmy początek kulturze "odrzucenia", którą wręcz się promuje. Nie chodzi już tylko o zjawisko wyzysku i ucisku, ale o coś nowego: przez wykluczenie zraniona jest w samej swej istocie przynależność do społeczeństwa, w którym człowiek żyje, ponieważ nie jesteśmy w nim nawet na samym dole, na peryferiach czy pozbawieni władzy, ale poza nim. Wykluczeni nie są "wyzyskiwani", ale są odrzuceni, są "niepotrzebnymi resztkami". (Evangelii gaudium)
Jarosław Makowski, publicysta, radny PO

Państwa 

Państwa muszą być świeckie, bo te wyznaniowe źle kończą. (Wywiad do "La Croix")
Janusz Głowacki, pisarz

Peryferie 

Rozumie się rzeczywistość tylko wtedy, gdy patrzy się na nią z peryferii, a nie gdy nasz wzrok jest postawiony w centrum jednakowo oddalonym od wszystkiego. (...) Bycie na peryferiach pomaga widzieć i rozumieć lepiej, dokonać bardziej poprawnej analizy rzeczywistości, uciekając od centralizmu i od podejścia ideologicznego. (...) Jeżeli to się nie stanie, to wtedy wpada się w ryzyko bycia oderwanymi od rzeczywistości ideologami lub fundamentalistami, a to nie jest zdrowe. (W czasie spotkania z zakonnikami)
ks. Andrzej Luter, "Więź"

Przebaczenie 

Jezus zwraca się do nas z prośbą, byśmy uwierzyli, że przebaczenie jest bramą, która prowadzi do pojednania. Mówiąc nam, byśmy wybaczali naszym braciom bez zastrzeżeń, prosi nas o dokonanie czegoś zupełnie radykalnego, ale zarazem daje nam łaskę, aby to uczynić. To, co z ludzkiej perspektywy wydaje się niemożliwe, niepraktyczne, a nawet czasami odrażające, czyni On możliwym i owocnym przez nieskończoną moc swego krzyża. Krzyż Chrystusa objawia moc Boga, aby pokonać każdy podział, aby uzdrowić każdą ranę i przywrócić pierwotne więzi braterskiej miłości. (Seul, 18 sierpnia 2014)
Brygida Grysiak, dziennikarka TVN

Przytulenie 

Często powtarzam, że przestrzenią, w której dochodzi do spotkania z miłosierdziem Jezusa, jest mój grzech. Kiedy doświadcza się objęć miłosierdzia, kiedy pozwala się na bycie przytulonym, kiedy jesteśmy poruszeni, wówczas życie może się odmienić, ponieważ próbujemy odpowiedzieć na ów ogromny i nieoczekiwany dar, który w ludzkich oczach może wydawać się wręcz "niesłuszny", tak jest obfity. Stajemy wobec Boga, który zna nasze grzechy, nasze zdrady, nasze zaparcia się, naszą nędzę. A przecież jest tutaj, oczekuje nas, by ofiarować się nam w całości, by nas podnieść. (Miłosierdzie to imię Boga)
o. Grzegorz Kramer, jezuita

Pukanie do drzwi 

Zadajcie sobie pytanie: ile razy Jezus jest wewnątrz i puka do drzwi, aby wyjść, wyjść na zewnątrz, a my nie dajemy mu wyjść z powodu różnych naszych zabezpieczeń, bo wiele razy jesteśmy zamknięci w nietrwałych strukturach służących jedynie temu, aby nas zniewolić, a nie czynić nas wolnymi dziećmi Bożymi? (Spotkanie z ruchami katolickimi i stowarzyszeniami laikatu)
o. Wojciech Żmudziński, jezuita

 

Radość 

Nigdy nie bądźcie ludźmi smutnymi, nie poddawajcie się zniechęceniu. (Homilia wygłoszona podczas uroczystości Niedzieli Palmowej na placu św. Piotra w 2013 r.)
Anna Dymna, aktorka

Raban 

Chcę, byście poszli na ulice robić raban. Chcę rabanu w waszych diecezjach. Chcę, żeby Kościół wyszedł na ulice. Żeby odrzucił ziemską powłokę, wygodę, klerykalizm. (Światowe Dni Młodzieży w Rio)
Aleksandra Klich, redaktorka naczelna "Magazynu Świątecznego Gazety Wyborczej"

Starość 

Wrażliwość na osoby starsze jest istotną cechą cywilizacji. Cywilizacja będzie się rozwijała, jeśli potrafi szanować rozsądek, mądrość osób starszych. (Amoris laetitia)
Halina Bortnowska, teolożka

Szukanie 

Nasze życie nie zostało nam dane jako libretto, w którym wszystko zostało napisane, ale jest wyjściem, chodzeniem, czynieniem, szukaniem, oglądaniem. Trzeba wejść w przygodę poszukiwania spotkania oraz pozwolić się szukać i spotkać Bogu. (Rozmowa z o. Antonio Spadaro)
prof. Stanisław Obirek, teolog, publicysta

Ubodzy 

Pragnę Kościoła ubogiego dla ubogich. Oni mogą nas wiele nauczyć. Trzeba, abyśmy wszyscy pozwolili się przez nich ewangelizować. Nowa ewangelizacja jest zaproszeniem do uznania zbawczej mocy ich egzystencji i do postawienia jej w centrum drogi Kościoła. Jesteśmy wezwani do odkrycia w nich Chrystusa, do użyczenia im naszego głosu w ich sprawach, ale także do bycia ich przyjaciółmi, słuchania ich, zrozumienia ich i przyjęcia tajemniczej mądrości, którą Bóg chce nam przekazać przez nich. (Evangelii gaudium)
abp Vincenzo Paglia, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny

Uchodźca, mój brat 

Ten, kto tak jak wy uciekł ze swojej ziemi z powodu ucisku, wojny, natury zniekształconej przez zanieczyszczenia i pustynnienie czy niesprawiedliwego rozdziału zasobów planety jest bratem, z którym trzeba dzielić się chlebem, domem, życiem. Wybaczcie zamknięcie i obojętność naszych społeczeństw, które obawiają się zmiany życia i mentalności, jakiej wymaga wasza obecność. Traktowani jak ciężar, problem, koszt, jesteście tymczasem darem. (Z orędzia do Centrum Astalli, rzymskiego ośrodka pomocy dla uchodźców, z okazji 35. rocznicy powstania).
Róża Thun, europosłanka, PO

Ulica 

Wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody z przywiązania do własnego bezpieczeństwa. Nie chcę Kościoła troszczącego się o to, by stanowić centrum, który w końcu zamyka się w gąszczu obsesji i procedur. Jeśli coś ma wywoływać święte oburzenie, niepokoić i przyprawiać o wyrzuty sumienia, to niech będzie to fakt, że tylu naszych braci żyje pozbawionych siły, światła i pociechy z przyjaźni z Jezusem Chrystusem, bez przygarniającej ich wspólnoty wiary, bez perspektywy sensu i życia. Mam nadzieję, że zamiast lęku przed pomyleniem się będziemy kierować się strachem przed zamknięciem się w strukturach dostarczających nam fałszywej ochrony, lękiem przed przepisami czyniącymi nas nieubłaganymi sędziami, lękiem przed przyzwyczajeniami, w których czujemy się spokojni, podczas gdy obok nas znajduje się zgłodniała rzesza ludzi, a Jezus powtarza nam bez przerwy: "Wy dajcie im jeść!" (Mk 6, 37). (Evangelii gaudium)
o. Tomasz Dostatni, dominikanin

Upadek 

Gdy odwiedzam więzienie, myślę: dlaczego oni, a nie ja. Ich upadek mógł być moim. Nie czuję się lepszy od nich. (Wywiad dla "La Voz del Pueblo")
Bogdan Białek, szef miesięcznika "Charaktery", społecznik

Wątpliwość 

Jeśli ktoś mówi z całkowitą pewnością, że spotkał Boga, i nie ma nawet cienia wątpliwości, to nie jest w porządku. Dla mnie to istotny klucz. Jeśli ktoś ma odpowiedzi na wszystkie pytania, oto dowód, że Bóg nie jest z nim. To dowód, że jest fałszywym prorokiem, który używa religii do swoich celów. Wielcy przewodnicy ludu Bożego, tacy jak Mojżesz, zawsze pozostawiali miejsce dla wątpliwości. (Rozmowa z o. Antonio Spadaro)
Joanna Klimas, projektantka mody

Wspólnota 

Potrzebujemy wszyscy uznania podstawowych wartości naszego wspólnego człowieczeństwa. W ich imię możemy i musimy współpracować i budować. (Na Twitterze)
ks. dr Rafał Pastwa; dziennikarz, teolog, poeta, szef lubelskiej redakcji "Gościa Niedzielnego"

 

Złudzenie 

Ulegamy pokusie wiary, że to my jesteśmy centrum świata, że nasze życie będzie szczęśliwe, jeśli będziemy posiadać, mieć pieniądze albo władzę. Ale to nie jest tak! To fakt, że posiadanie, pieniądze i władza dają chwile upojenia, złudzenie szczęścia, ale w końcu okazuje się, że to one nas mają, a nie my je. Dodajcie Chrystusa do swojego życia, pokładajcie w nim ufność. Dodajcie wiarę, dodajcie nadzieję, dodajcie miłość! (Podczas Światowych Dni Młodzieży w Rio de Janeiro)
Krzysztof Skórzyński, dziennikarz "Faktów" TVN

Zmiana 

W procesie nieustannego rozeznawania Kościół może także dojść do przekonania, że niektóre jego zwyczaje nie są bezpośrednio związane z sercem Ewangelii i - choć niektóre z nich bardzo zakorzeniły się w historii - dziś nie są interpretowane tak samo, a ich przesłanie zwykle nie jest właściwie odbierane. Mogą one być piękne, ale dzisiaj nie służą już właściwemu przekazowi Ewangelii. Nie bójmy się dokonać ich rewizji. Podobnie istnieją normy lub przykazania kościelne, które mogły być bardzo skuteczne w innych epokach, ale które nie mają już tej samej siły wychowawczej jako drogi życia. (Evangelii gaudium)
ks. Adam Boniecki, redaktor senior, "Tygodnik Powszechny"

 

------------------------------------------------

Adam Mickiewicz Oda do Młodości

 

Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy;

Młodości! dodaj mi skrzydła!

Niech nad martwym wzlecę światem

W rajską dziedzinę ułudy:

Kędy zapał tworzy cudy,

Nowości potrząsa kwiatem

I obleka w nadziei złote malowidła.

 

Niechaj, kogo wiek zamroczy,

Chyląc ku ziemi poradlone czoło,

Takie widzi świata koło,

Jakie tępymi zakreśla oczy.

Młodości! ty nad poziomy

Wylatuj, a okiem słońca

Ludzkości całe ogromy

Przeniknij z końca do końca.

 

Patrz na dół - kędy wieczna mgła zaciemia

Obszar gnuśności zalany odmętem;

To ziemia!

Patrz. jak nad jej wody trupie

Wzbił się jakiś płaz w skorupie.

Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem;

Goniąc za żywiołkami drobniejszego płazu,

To się wzbija, to w głąb wali;

Nie lgnie do niego fala, ani on do fali;

A wtem jak bańka prysnął o szmat głazu.

Nikt nie znał jego życia, nie zna jego zguby:

To samoluby!

 

Młodości! tobie nektar żywota

Natenczas słodki, gdy z innymi dzielę:

Serca niebieskie poi wesele,

Kiedy je razem nić powiąże złota.

Razem, młodzi przyjaciele!...

W szczęściu wszystkiego są wszystkich cele;

Jednością silni, rozumni szałem,

Razem, młodzi przyjaciele!...

I ten szczęśliwy, kto padł wśród zawodu,

Jeżeli poległym ciałem

Dał innym szczebel do sławy grodu.

Razem, młodzi przyjaciele!...

Choć droga stroma i śliska,

Gwałt i słabość bronią wchodu:

Gwałt niech się gwałtem odciska,

A ze słabością łamać uczmy się za młodu!

 

Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze,

Ten młody zdusi Centaury,

Piekłu ofiarę wydrze,

Do nieba pójdzie po laury.

Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga;

Łam, czego rozum nie złamie:

Młodości! orla twych lotów potęga,

Jako piorun twoje ramię.

 

Hej! ramię do ramienia! spólnymi łańcuchy

Opaszmy ziemskie kolisko!

Zestrzelmy myśli w jedno ognisko

I w jedno ognisko duchy!...

Dalej, bryło, z posad świata!

Nowymi cię pchniemy tory,

Aż opleśniałej zbywszy się kory,

Zielone przypomnisz lata.

 

A jako w krajach zamętu i nocy,

Skłóconych żywiołów waśnią,

Jednym "stań się" z bożej mocy

Świat rzeczy stanął na zrębie;

Szumią wichry, cieką głębie,

A gwiazdy błękit rozjaśnią -

 

W krajach ludzkości jeszcze noc głucha:

Żywioły chęci jeszcze są w wojnie;

Oto miłość ogniem zionie,

Wyjdzie z zamętu świat ducha:

Młodość go pocznie na swoim łonie,

A przyjaźń w wieczne skojarzy spojnie.

 

Pryskają nieczułe lody

I przesądy światło ćmiące;

Witaj, jutrzenko swobody,

Zbawienia za tobą słońce!

-------------------------

PAPIEŻ FRANCISZEK DO MŁODYCH NA BŁONIACH 28 LIPCA 2016

 

Drodzy młodzi, dzień dobry!

Wreszcie się spotykamy! Dziękuję za to gorące powitanie! Dziękuję kardynałowi Dziwiszowi, biskupom, kapłanom, zakonnikom, seminarzystom i wszystkim, którzy wam towarzyszą. Dziękuję tym, którzy umożliwili dzisiaj naszą obecność w tym miejscu, którzy się zaangażowali, abyśmy mogli przeżywać to święto wiary.

Dzisiaj, my wszyscy razem tutaj, przeżywamy święto wiary. W ojczystej ziemi św. Jana Pawła II chciałbym mu podziękować za to, że wymarzył i dał impuls do tych spotkań. Towarzyszy nam on z nieba, gdy widzimy wielu młodych ludzi z tak różnych narodów, kultur, języków, przybyłych jedynie z jednego powodu: aby świętować żywą obecność Jezusa pośród nas. A stwierdzenie, że żyje, oznacza chęć ponowienia naszego pragnienia pójścia za Nim, naszego pragnienia, by żyć żarliwie naśladowaniem Chrystusa. Czy jest jakaś lepsza okazja, by odnowić naszą przyjaźń z Jezusem, niż umocnienie przyjaźni między wami? Czy istnieje jakiś lepszy sposób umocnienia naszej przyjaźni z Jezusem, niż dzielenie jej z innymi? Czyż jest lepszy sposób, by doświadczyć radości Ewangelii, niż chęć zarażenia Jego Dobrą Nowiną w wielu sytuacjach bolesnych i trudnych?

 

To Jezus nas zwołał na ten trzydziesty pierwszy Światowy Dzień Młodzieży; to Jezus nam mówi: "Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią". Błogosławieni są ci, którzy potrafią przebaczać, którzy potrafią mieć współczujące serce, którzy potrafią dać innym to, co w nich najlepszego. Najlepszego, nie to, co im zbywa. Najlepsze.

Drodzy młodzi, w tych dniach Polska, ta szlachetna ziemia, przybiera się świątecznie; w tych dniach Polska chce być wiecznie młodym obliczem miłosierdzia. Na tej ziemi, wraz z wami, a także łącząc się z wieloma młodymi, którzy dzisiaj nie mogą być tutaj, ale towarzyszą nam za pośrednictwem różnych środków przekazu, wszyscy razem uczynimy z tego dnia prawdziwe święto jubileuszowe. Tego jubileuszu miłosierdzia.

W ciągu lat przeżytych jako biskup, mojego biskupstwa, nauczyłem się jednego: nie ma nic piękniejszego niż podziwianie pragnień, zaangażowania, pasji i energii, z jaką wielu młodych ludzi przeżywa swoje życie. To jest piękne. A skąd się to bierze, to piękno? Kiedy Jezus dotyka serca młodego mężczyzny czy młodej dziewczyny, to są oni zdolni do naprawdę wielkich dzieł. To budujące - słyszeć, jak dzielą się swoimi marzeniami, swoimi pytaniami oraz swoim pragnieniem, by przeciwstawić się tym wszystkim, którzy mówią, że nic nie może się zmienić. To ci, których nazywam "milczkami". Nic się nie może zmienić. Nie, młodzi mają moc, żeby się temu przeciwstawić. Niektórzy tego nie są pewni. Pytam się was, a wy odpowiedzcie: czy rzeczy można zmienić? To jest dar z nieba, gdy możemy widzieć, jak wielu z was, z waszymi pytaniami, stara się zmieniać istniejący stan rzeczy. To wspaniałe, piękne, i raduje się moje serce, gdy widzę jak bardzo jesteście żywiołowi. Kościół dziś na was patrzy. Więcej powiem - świat dzisiaj na was patrzy. I chce się od was uczyć, aby odnowić swoją ufność w miłosierdzie Ojca, który ma zawsze młode oblicze i nie przestaje zapraszać nas, abyśmy należeli do Jego Królestwa, które jest Królestwem radości, Królestwem wiecznego szczęścia, Królestwem, które zawsze prowadzi nas naprzód. Królestwem zdolnym do umacniania nas w tym, żebyśmy zmieniali te rzeczy. Pytam: czy rzeczy można zmienić?

Znając żarliwość, z jaką podejmujecie misję, śmiem powiedzieć: miłosierdzie ma zawsze młode oblicze. Serce miłosierne ma bowiem odwagę, by porzucić wygodę; serce miłosierne potrafi wychodzić na spotkanie innych, potrafi objąć wszystkich. Serce miłosierne potrafi być schronieniem dla tych, którzy nigdy nie mieli domu albo go stracili, potrafi stworzyć atmosferę domu i rodziny dla tych, którzy musieli emigrować, jest zdolne do czułości i współczucia. Serce miłosierne potrafi dzielić swój chleb z głodnym, serce miłosierne otwiera się, aby przyjmować uchodźców oraz imigrantów. Powiedzieć miłosierdzie wraz z wami, to powiedzieć: szansa, to powiedzieć przyszłość, powiedzieć zaangażowanie, powiedzieć zaufanie, powiedzieć otwartość, gościnność, współczucie, powiedzieć marzenia. Czy jesteście zdolni do marzeń? Kiedy serce jest otwarte, jest zdolne do marzeń, bo jest w nim miejsce na miłosierdzie. Jest miejsce na czułość wobec tych, którzy cierpią. Jest miejsce, by stanąć obok tych, którzy w sercu nie mają pokoju albo którym brakuje tego, co potrzebne do życia, lub którym brakuje najpiękniejszej rzeczy - wiary, miłosierdzia. Razem to powiedzmy, wszyscy: miłosierdzie!

Chcę wam też wyznać coś innego, czego się nauczyłem przez te lata. Nie chciałbym nikogo obrazić, ale napełnia mnie bólem, kiedy spotykam ludzi młodych, którzy zdają się być przedwczesnymi emerytami. To mnie martwi, sprawia mi ból. Młodzi, którym się wydaje, że przeszli na emeryturę w wieku 23, 24 lat. To mi sprawia ból. Martwi mnie, gdy widzę ludzi , którzy "odrzucili ręcznik" zanim rozpoczęli walkę. Którzy się poddali, kiedy jeszcze nawet nie rozpoczęli gry. Którzy widzę młodych idących ze smutną twarzą, tak jak gdyby ich życie nie miało żadnej wartości. Są to ludzie młodzi zasadniczo znudzeni i nudni. Nudni, którzy zanudzają innych. To mi sprawia ból. To trudne, a zarazem jest dla nas wyzwaniem, kiedy ludzie młodzi porzucają swoje życie w poszukiwaniu oszołomienia czy też owego wrażenia, że żyją, wchodząc na mroczne drogi, które w końcu zmuszają do zapłaty i to słonej, wysokiej ceny. Zastanówcie się, pomyślcie o wielu młodych, tych, których znacie, którzy taką drogę obrali. Zastanawiające jest, gdy widzisz młodych, którzy tracą piękne lata swego życia i swoje siły na uganianiu się za sprzedawcami fałszywych iluzji. A są tacy - sprzedawcy fałszywych iluzji. W mojej ojczyźnie powiedzielibyśmy sprzedawców dymu, którzy okradają was z tego, co w was najlepsze. Sprawia mi to ból. Jestem pewny, że pośród was teraz, dzisiaj tutaj nie ma takich ludzi, ale chcę wam powiedzieć, że tacy młodzi ludzie są - młodzi emeryci. Młodzi, którzy przed walką, przed boksem wyrzucają ręcznik, odrzucają, młodzi, którzy wchodzą w fałszywe iluzje, w oszołomienie. I kończą na niczym.

Dlatego, drodzy przyjaciele, zgromadziliśmy się, aby pomóc sobie nawzajem, bo nie chcemy pozwolić, żeby okradziono nas z tego, co w nas najlepsze, nie chcemy pozwolić, żeby nas ograbiono z energii, z radości, z marzeń, dając w zamian fałszywe złudzenia.

Drodzy przyjaciele, pytam was: czy chcecie dla waszego życia tego wyobcowującego "oszołomienia", czy też chcecie poczuć moc, która sprawia, że czujecie się żywi, pełni? Wyobcowujące oszołomienie czy moc łaski? Czego chcecie: wyobcowującego oszołomienia czy mocy łaski? Czego chcecie, czego pragniecie? By być spełnionym, aby mieć życie odnowione, odnowione siły - jest jedna odpowiedź. Jest jedna odpowiedź, której nie sprzedaje się, której się nie kupi. Odpowiedź, która nie jest rzeczą, nie jest przedmiotem, ale jest żywa osobą - nazywa się Jezus Chrystus. Pytam was: Jezus Chrystus, czy można Go kupić? Czy Jezusa Chrystusa w sklepach się sprzedaje? Jezus Chrystus jest darem, prezentem wręcz Ojca, prezentem naszego Ojca. Kim jest Jezus Chrystus? Jezus Chrystus jest darem! Jest darem Ojca!

 

Jezus Chrystus jest tym, który potrafi obdarzyć prawdziwą pasją życia, Jezus Chrystus jest tym, który prowadzi nas do tego, byśmy nie zadowalali się byle czym i dawali to, co w nas najlepsze; to Jezus Chrystus stawia nam wyzwania, zachęca nas i pomaga nam powstawać za każdym razem, kiedy uważamy siebie za przegranych. To Jezus Chrystus pobudza nas do podniesienia wzroku i do wzniosłych marzeń. Ojcze, ktoś może powiedzieć, to takie trudne: marzyć o podniosłych rzeczach. To takie trudne - wstępować w górę, zawsze iść pod górę. Pod prąd. Ojcze, ja jestem słaby/słaba. Ja upadam. Ja się staram, wysilam, ale wiele razy upadam. Alpiniści, kiedy idą w górę, śpiewają piękną pieśń, która mówi mniej więcej tak: w sztuce podchodzenia, wspinania się to, co się liczy, to nie to, by nie upadać, ale żeby nie zostać w upadku. Jeśli jesteś słaby, jeśli upadasz, to popatrz trochę do góry, a tam jest ręka Jezusa, gotowa, która Ci powie "powstań, chodź". A jeśli jeszcze raz to zrobię? To samo. A jeśli jeszcze raz? To samo. A Piotr kiedyś pytał Pana "Panie, ile razy mam przebaczać?". "77 razy, czyli zawsze". Ręka Jezusa zawsze jest gotowa, by nas podnosić, kiedy upadamy. Czy to rozumiecie?

W Ewangelii słyszeliśmy, że Jezus idąc do Jerozolimy zatrzymał się w domu - w domu Marty, Marii i Łazarza - którzy Go ugościli. Przechodząc, wchodzi do ich domu, aby z nimi przebywać; obie kobiety przyjmują Tego, o którym wiedzą, że potrafi się wzruszyć. Wiele zajęć sprawia, że jesteśmy jak Marta: aktywni, rozproszeni, zawsze w biegu tu i tam, ale często jesteśmy też jak Maria: w obliczu pięknego krajobrazu lub filmiku, jaki posłał nam na komórkę przyjaciel, zatrzymujemy się, by pomyśleć, by wsłuchać się. W tych dniach, Światowych Dniach Młodzieży, Jezus chce wejść do naszego domu, do twego domu, do mojego domu. Do serca każdego z nas. Jezus chce wejść i widzieć nasze niepokoje, nasze bieganie na wyścigi, jak Marta, i będzie czekał, aż wysłuchamy Go jak Maria, aż pośród wszystkiego, co trzeba wykonać, będziemy mieli odwagę, żeby się Jemu powierzyć. Będą to dni dla Jezusa, poświęcone na słuchanie się nawzajem, aby Go przyjąć w tych, z którymi dzielę dom, ulicę, grupę lub szkołę.

A ten, kto przyjmuje Jezusa, uczy się kochać jak Jezus. Zatem pyta On, czy chcemy życia pełnego. A ja w jego imieniu pytam was: czy chcecie życia pełnego? Zacznij od tego, byś pozwolił się wzruszyć. Ponieważ szczęście rodzi się i rozkwita w miłosierdziu: ono jest Jego odpowiedzią, jest Jego zaproszeniem, wyzwaniem, Jego przygodą: miłosierdzie. Miłosierdzie ma zawsze młode oblicze; podobnie jak oblicze Marii z Betanii, siedzącej u stóp Jezusa jako uczennica, która lubi Go słuchać, bo wie, że w tym jest pokój. Jak oblicze Maryi z Nazaretu, począwszy od Jej "tak" w przygodzie miłosierdzia, która będzie nazywana błogosławioną przez wszystkie pokolenia, nazywana przez nas wszystkich "Matką Miłosierdzia". Przyzwijmy ją teraz, razem: Maryjo, Matko Miłosierdzia.

Zatem wszyscy prośmy teraz Pana, i niech to każdy powtórzy w swoim sercu, w ciszy: Panie, zaangażuj nas wszystkich w przygodę miłosierdzia. Zaangażuj nas w przygodę budowania mostów i burzenia murów, tak płotów, jak i zasieków. Zaangażuj nas w przygodę spieszenia z pomocą ubogiemu, temu, kto czuje się samotny i opuszczony, kto już nie odnajduje sensu swego życia. Naucz nas towarzyszyć tym, którzy Cię nie znają i mówić im, powoli, z wielkim szacunkiem powtarzać Twoje imię, byś umacniał naszą wiarę. Naucz nas jak Marię z Betanii słuchania tych, których nie rozumiemy, tych, którzy pochodzą z innych kultur, innych narodów, a także tych, których się boimy, sądząc, że mogą nam wyrządzić zło. Spraw, abyśmy skierowali nasze spojrzenie, jak Maryja z Nazaretu podczas nawiedzenia Elżbiety, żebyśmy to spojrzenie skierowali ku naszym seniorom - ludziom w podeszłym wieku, dziadkom, aby nauczyć się ich mądrości. Pytam was: rozmawiacie z waszymi dziadkami? Poszukajcie waszych dziadków. Oni mają mądrość życia, oni wam powiedzą rzeczy, które poruszą wasze serca.

Panie, oto jesteśmy! Poślij nas, byśmy dzielili się Twoją Miłością Miłosierną. Chcemy Ciebie przyjąć podczas tych Światowych Dni Młodzieży, chcemy potwierdzić, że życie jest pełne wówczas, gdy przeżywamy je wychodząc z miłosierdzia, od miłosierdzia, i że to jest ta najlepsza cząstka, najsłodsza część, której nigdy nie będziemy pozbawieni.

 

---------------------------------------------------

Siostra Małgorzata Chmielewska

Kobieta z boskim czadem ceruje świat

 

Moim marzeniem jest, żeby świat był piękny. Nudne, nie? Ale tak jest naprawdę.

Błażej Strzelczyk, Piotr Żyłka  27.08.2016 01:09 A A A

Siostra Małgorzata Chmielewska (Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta)

Mam wizję Polski fundamentalnie katolickiej. Czyli przy jednym stole siedzą inteligenci z Krakowa, Ukraińcy, ksiądz alkoholik, uchodźca z Syrii, muzułmanin. Z siostrą Małgorzatą Chmielewską rozmawiają Błażej Strzelczyk i Piotr Żyłka.

 

Błażej Strzelczyk, Piotr Żyłka: Czyli jednak dawać. 

Siostra Małgorzata Chmielewska: Oczywiście.

A jeśli żebrzą dla mafii? 

- Jeśli temu romskiemu dzieciakowi z harmonią, który zakłóca wasz spokój w kawiarni, nie dacie 2 złotych, to możecie być pewni, że on wróci do domu i dostanie wpierdol, bo nie przyniósł zarobku. Wy będziecie mieli czyste sumienie?

Dając mu pieniądze, przykładamy rękę do biedy. 

- A nie dając mu pieniędzy, przykładacie rękę do tego, że on dostanie - w najlepszym wypadku - lanie. Żeby zmienić całą tę sytuację, trzeba wejść w ich kulturę, rodzinę, zobaczyć, jakie są tam zależności, kto kogo wyzyskuje. To nie jest proste. I lepiej nie robić tego w pojedynkę.

"Nie daję biedakom, bo oni zarabiają całkiem niezłe pieniądze" - mówią niektórzy. 

- I mają rację. Jeśli żebranie jest zawodem, to trzeba powiedzieć, że to jest cholernie ciężka praca.

Czyli to jest w porządku, że na ulicy są żebracy? 

- Nie, to jest skandal, że w 2016 roku w cywilizowanej podobno Europie są ludzie, którzy nie mają co jeść, mieszkają w domach z dykty na podmiejskich działkach i muszą prosić o podstawowe rzeczy do życia. To jest skandal.

 

Ubogich nie ma w programie. Rozmowa z siostrą Małgorzatą Chmielewską


I co z tym zrobić? 

- Opowiem wam historię mojego przyjaciela Damu - Rumuna, którego przyjęliśmy już dawno temu do domu w Brwinowie. Damu wprowadził się z dwunastką dzieci i żoną. Jeden z dzieciaków miał wodogłowie, jeden delikatny niedowład. Zaczęliśmy się zapoznawać, ustalać zasady pobytu w domu itd. Mówię więc: "Damu, ale zasada jest jedna, dzieci nie żebrzą, będą się uczyć". Damu na to tak: "Pani siostra dać mi pracę, dzieci nie będą żebrać". Niestety, "pani siostra" nie miała akurat żadnej pracy dla Damu, więc ustaliliśmy, że dzieci żebrzą do obiadu, a po obiedzie się uczą. Uczciwie?

Przede wszystkim kontrowersyjnie. 

- Myślę, że te domy dla biedaków, które budujemy od lat, udaje się utrzymać, dlatego że przed każdym nakazem, zakazem i kurtuazją widzimy najpierw człowieka. To on jest najważniejszy. Wiecie, jak ksiądz Jacek, który mieszka z nami w Zochcinie, przekonał niedawno biedaka, żeby jednak został w domu, a nie szlajał się po wsi?

Jak? 

- Wystarczyła codziennie czarna kawa i paczka papierosów. Jacuś zapewnił biedaka, że tu, w naszym domu, będzie zawsze miał mocną kawę i szlugi. I chłop siedzi z nami, ma się dobrze, pracuje, powoli staje na nogi.

Po co siostra to robi? 

- Ale co?

 

Adoptuje siostra dzieci, zanurza się w cierpieniu, naraża życie, mieszka z biedakami. 

- Bo mi się świat cholernie nie podoba.

Dlaczego? 

- Ulegamy pokusie, w której ważniejsze staje się dla nas nie to, żeby wszystkim żyło się w miarę dobrze, tylko żebyśmy my sami mieli bogactwo, powodzenie i poczucie bezpieczeństwa. Świat mi się nie podoba, bo za dużo jest w nim egoizmu, a za mało empatii.

Pan Bóg coś schrzanił przy jego tworzeniu? 

- Bóg? W żadnym wypadku. To nie Bóg wymyślił cierpienie i śmierć. Bóg dał nam życie, tylko człowiek okazał się niedostatecznie zdolny, żeby to przyjąć. Powodem tego, że jest zło na świecie, jest grzech pierworodny. Wtedy, gdy ten grzech pierworodny się wydarzył, zachorowała nasza wolność.

Bieda wynika z grzechu? 

- Wynika z cierpienia, ze słabości, także z pazerności, chciwości i zaniedbania.

I co z tym zrobić? 

- Trzeba cerować świat.

Tak jak tu, w Nagorzycach. 

- Widzicie, właśnie zjedliśmy obiad. Ile nas było przy stole?

Dziesięć osób. 

- Was dwóch - no, przepraszam bardzo - inteligentów z Krakowa. A poza tym dwaj moi przybrani synowie. Autyk Artur i Jasiek, Rom. Tomek, syn Tamary, mojej przyjaciółki, z którą prowadzę domy wspólnoty. Jego narzeczona z ojcem - Ukraińcy zresztą. Ksiądz alkoholik. Uchodźca z Syrii Grzegorz. No i muzułmanin Marokańczyk. To jest nasz biedaholding. Taka republika biedaków, którą budujemy w Polsce. I to jest moja wizja Polski fundamentalnie katolickiej.


Polska fundamentalnie katolicka? 

- Tak. Taka, w której niewiele krzyczy się o walce i wieszaniu kogoś na drzewach, ale taka, w której posuwamy się na ławce i żyjemy wspólnie. W której się siebie nie boimy, a na świat patrzymy od dołu: słabi, wykluczeni, chorzy są dla nas najważniejsi.

Jak do świętokrzyskiej wioski trafił Abel, muzułmanin? 

- Abel nie jest uchodźcą. To absolwent uniwersytetu w Cembrigh. Zna kilkanaście języków. Mówi we wszystkich arabskich dialektach. Jakimś cudem trafił do Polski. Dostał tu dobrą pracę. Układał sobie życie, ale miał jedną wadę: trochę ciemniejszy kolor skóry, który nie spodobał się tutejszym chrześcijanom.

Co się stało? 

- Został brutalnie pobity, otarł się o śmierć.

 

Skąd siostra wie, że to chrześcijanie? 

- Jestem absolutnie pewna, że panowie, którzy skatowali Abla, byli kiedyś ochrzczeni. Więc tak, ten muzułmanin został prawie zabity przez naszych pełnokrwistych słowiańskich chrześcijan.

Co było dalej? 

- Stracił wszystko. Ma poważny uraz kręgosłupa. Żył chwilę z zasiłku. Wiecie ile?

Jakieś 700 złotych. 

- Trochę ponad 600 zł. Mieszkał w mieszkaniu socjalnym, w którym trzeba było palić węglem, a że Abel nie może dźwigać, to zimami okrutnie marzł. Ostatecznie go z tego mieszkania eksmitowano. Leki Abla były droższe niż zasiłek, więc zaczęły się długi za czynsze. Trafił na ulicę.

I później do Nagorzyc. 

- Bardzo mu ufam. Gdy muszę gdzieś wyjechać, to Artura zostawiam pod jego opieką.

A kim jest Artur? 

- To mój autystyczny przybrany syn. Na początku lat 90., kiedy powstawały pierwsze domy Wspólnoty Chleb Życia, wychodziliśmy do warszawskich melin, żeby wciągać ludzi z bezdomności. W jednej z nich zobaczyliśmy niemowlaka. Leżał nago na tapczanie. Wokół walały się puste butelki, a nad nim wisiały spalone ubranka. Zabraliśmy go do domu. Po pewnym czasie zgłosiła się jego matka - Gosia. Była w ciągu alkoholowym i zorientowała się, że syn zginął. Chciała go odzyskać. Warunek był jeden: powiedziałam, że jeśli go chce, to może zamieszkać razem z Arturem w naszym domu, tylko to on powinien wybrać. Gdy Artur zobaczył ją, od razu zaczął płakać. Gosia zniknęła z jego życia, a Artur został z nami. Jestem formalnie jego adopcyjną matką.

Artur jest chory. 

- Ma ataki padaczki. Jest też chory na autyzm. Żyjemy razem już 30 lat.

Na Światowych Dniach Młodzieży jechaliście tramwajem razem z Franciszkiem. 

- Ale to była historia. Nie mówiliśmy Arturowi, gdzie się wybieramy, bo wiemy, że on potrafi wariować. Zwłaszcza na punkcie papieża. Kocha go nad życie. Ale z rozmów między domownikami zorientował się, co jest grane. W dniu wyjazdu do Krakowa zerwał się o świcie i mówi: "Myjemy się. Artur do papieża". Już w samochodzie Artur pokrzykiwał trochę na głos GPS: "Wujek, prowadź, Artur, papież, tramwaj". Ostatecznie udało się dojechać.

Papież dołączył do tramwaju na Franciszkańskiej 3. 

- A razem z nim tłum dziennikarzy i borowców. No więc najważniejsi ludzie, czyli Franciszek i osoby niepełnosprawne, byli trochę niezauważeni. Nie było wiele czasu i miejsca na serdeczności. Papież oczywiście podszedł do Artura i go pobłogosławił. Dla niego to było, rzecz jasna, za mało, więc mój czujny synek nie dał za wygraną. Z autystycznym dzieckiem jest tak, że potrzebuje czasu, zanim coś załapie. Artur zorientował się, że zwykłe błogosławieństwo to za mało, więc podszedł do Franciszka i pociągnął go za sutannę. Jakby chciał powiedzieć: - No co jest? Tylko tyle? Papież się odwrócił i padli sobie serdecznie w ramiona. Mina Artura - wniebowzięcie.

A siostra rozmawiała z papieżem? 

- Nie chciałam mu zabierać czasu, tak żeby zajął się głównie spotkaniem z niepełnosprawnymi. Wymieniliśmy tylko pojednawcze spojrzenie.

To była papieska pielgrzymka inna niż wszystkie. 

- Bo Franciszek nie przebiera w środkach. Mówi do nas z grubiej rury i trochę stara się wytrącić nas z równowagi.

 

Co to jest kultura odrzucenia? Papież mówił o niej w szpitalu w Prokocimiu. 

- To jest świat, w którym my wszyscy żyjemy. Świat konsumpcyjny, w którym wykorzystuje się słabych. Żyjemy w kulturze, w której słabych spycha się poza nawias. Tych, którym źle się żyje, nie włącza się w życie społeczne, gospodarcze i kulturalne.

Żyjemy w świecie rozwarstwionym. 

- Wyróżniam cztery kategorie. W pierwszej są ludzie żyjący ponad wszelkimi systemami. To jest niewielka grupa miliarderów, którzy żyją ponad strukturami państwowymi: szefowie wielkich korporacji, banków, część polityków itd. Druga kategoria to grupa średnia, która sobie radzi. Oby w Polsce było ich jak najwięcej, bo to oni tak naprawdę ciągną gospodarczo kraj. To są ludzie, których stać na wiele rzeczy, którzy się nie muszą troszczyć o to, co włożą do garnka, mogą dobrze wyedukować swoje dzieci itd. Trzecia to grupa ludzi, którzy balansują na granicy, którzy nie są głodni, funkcjonują w systemie, stać ich na to, by pójść co jakiś czas do kina, których dzieci nie mają kompleksów, bo mają ubrania, ale to są ludzie, którzy żyją od pierwszego do pierwszego, skromnie, ale żyją. I czwarta grupa, która jest w każdym społeczeństwie, to są wykluczeni, słabi, bezradni, biedacy, bezdomni.

I co z nimi? 

- Najłatwiej jest ich nie zauważać. Zepchnąć na margines.

Dlaczego to robimy? 

- Bo tak jest prościej. Żeby słabych włączyć w nasze codzienne życie, trzeba się podzielić. Podzielić, czyli oddać coś z siebie. To nie jest proste, więc łatwiej ich odrzucić. W naszych społeczeństwach zapewniamy im takie minimum, żeby nam nie było wstyd, że umierają. No bo powiedzcie: czy da się przeżyć za 640 złotych?

Nie da się. 

- No a przecież tyle wynosi stały zasiłek.

Czemu tak jest? 

- Bo takich mamy rządzących. Jak człowiek chory i niepełnosprawny może przeżyć za takie pieniądze? I problem jest jeden: mój Artur i cała rzesza niepełnosprawnych nie pójdą pod Sejm i nie zaczną krzyczeć, domagając się lepszych warunków.

To wina polityków? 

- Także polityków. W świecie, w którym żyjemy, nie ma miejsca na ludzi z marginesu. A czym kierują się politycy? Przecież zależy im na popularności i myśleniu, jak sprawić, żeby wygrać kolejne wybory. To dotyczy nie tylko wykluczonych - niepełnosprawnych. Ale także da się zauważyć, że światowi politycy skręcają w radykalną stronę, w której w ogóle nie myśli się o słabszych.

Andrzej Stasiuk, odbierając Austriacką Nagrodę Państwową w dziedzinie literatury, mówił: "Im bardziej się boimy, tym większych tchórzy wybieramy. Poświęcą wszystko, by władzy nie utracić. Nie potrafią nic innego. Sami są pełni lęku, więc skutecznie odczytują, przewidują i generują nasze". 

- Dokładnie tak jest. Tylko ja nie muszę powoływać się na Andrzeja Stasiuka. Kilka tygodni temu był w tym kraju Franciszek, który mówił dokładnie w tym duchu. Co to znaczy, żebyśmy wstali z kanapy? Otóż papież strofuje nas, a w zasadzie was, młodych, i mówi, żebyście ten świat zmieniali, żebyście nie oddali swojego strachu tchórzliwym politykom. Bo najłatwiej jest zarządzać ludźmi, którzy właśnie siedzą na kanapach i mówią, że taki świat, jaki jest, im się podoba.

Gdzie w tym wszystkim Kościół? 

- Wbrew temu, co można usłyszeć w wielu mediach, Kościół pełni swoją funkcję. Przypominam, że Kościół to także Szymon Hołownia, który niesie pomoc ludziom w Afryce. Założył fundację, zbiera pieniądze i buduje szkoły i szpitale w Kasisi w Afryce. Jest też Janka Ochojska prowadząca pomoc humanitarną, w Syrii pracuje Polska Akcja Humanitarna, ciągle prowadzone są zbiórki pieniędzy na wiercenie studni w Sudanie. To jest pomoc realna. Również my budujemy domy dla osób potrzebujących pomocy.
 

Wobec kryzysu uchodźczego wielu duchownych milczy. 

- Znam takich, którzy mówią rzeczy stanowcze. Abp Gądecki, przewodniczący polskiego Episkopatu, jeszcze przed Franciszkiem zaproponował, by każda parafia przyjęła uchodźców. Dużą robotę w tej dziedzinie wykonuje bp Krzysztof Zadarko, który nie tylko mówi o przyjmowaniu uchodźców, ale też jeździ do Syrii i miejsc, gdzie ludzie cierpią, organizuje zbiórki na rzecz uchodźców. Caritas proponuje korytarze humanitarne. Takich akcji można wymieniać dużo.

Można też wymienić ks. Jacka Międlara, który ma całkowicie inne podejście do uchodźców. 

- Nawoływanie do nienawiści nie jest, nigdy nie było i nie będzie twarzą chrześcijaństwa. Podstawowym błędem jest życie w przekonaniu, że Kościół jest prawicowy. Oczywiście wielu ludzi Kościoła poszło o krok za daleko i przesadnie zaangażowało się w politykę, popierając jedno albo drugie ugrupowanie polityczne. Mają do tego prawo, ale ono się kończy, gdy ktoś chce zapisać cały Kościół do jakiejś partii politycznej. To samo tyczy się przesadnego strachu wobec ludzi uciekających przed wojnami.

Wśród muzułmanów mogą być terroryści. Może powinniśmy pomagać tylko chrześcijanom? 

- Mamy pomagać wszystkim. Jeżeli francuskie i belgijskie służby dały ciała, przez lata tolerując rodzący się terroryzm na swoim terenie, to był błąd. Sytuacja tych krajów jest zupełnie inna niż sytuacja Polski. To są kraje postkolonialne, mają całkowicie inną historię. A my po to płacimy naszym służbom, żeby pracowały. Oczywiście tragedii nie da się całkowicie wykluczyć. I mówił o tym także Franciszek w samolocie, gdy wracał z Krakowa do Rzymu. Został wówczas zapytany, dlaczego nie mówi o przemocy stosowanej przez wyznawców islamu. Odpowiedział wówczas, że w takim razie musiałby mówić także o przemocy stosowanej przez chrześcijan. To jest jakiś absurd, że boimy się ludzi z Bliskiego Wschodu. W naszych domach najwięcej problemów jest ze słowiańskimi chrześcijanami.

Pojawiają się zarzuty, że Franciszek jest lewicowy. 

- To samo mogą powiedzieć o Chrystusie. Franciszek niewiele różni się od Chrystusa. Jeśli Franciszek jest lewicowy, to trzeba powiedzieć, że Chrystus też. To jest absurd. Ewangelia nie jest ani lewicowa, ani prawicowa. Przestańmy używać takich terminów jak lewicujący i prawicujący. Ewangelia mówi swoje. Jak ktoś chce nazywać to lewicą czy prawicą, to mam to gdzieś. Od samego początku Kościół troszczył się o wykluczonych - sieroty i wdowy - pierwsi chrześcijanie sprzedawali wszystko, rozdawali ubogim. Troska o to, żeby najsłabsi nie byli wykluczeni ze wspólnoty, była od początku troską pierwszych chrześcijan. To, co Franciszek mówił do młodych w Krakowie, było wezwaniem do rewolucji: taki świat, w którym jest głód, nędza, wykluczenie, świat wojen, korupcji, przemocy i niesprawiedliwości, nie może wam się podobać! Wstańcie i zróbcie z tym coś!

Rewolucji? Takiej z gniewem i koktajlami Mołotowa? 

- Nie da się zaprowadzać pokoju przez przemoc. To jest durna wizja świata. Matka Teresa z Kalkuty mówiła, że nigdy nie mieszała się do tego, co powinny albo nie powinny robić rządy. Zamiast marnować czas na takie kwestie, mówiła: "Pozwólcie mi zrobić coś teraz. Do jutra nasi ludzie mogą umrzeć".

Katolicy mają wyjść na ulice? 

- Pamiętam, że Pius X, jeszcze jako wikary, brał udział w demonstracjach robotniczych. Nie chodziło mu o to, żeby podburzać ludzi, ale żeby być z nimi. Nie robił tego w imię wyższości jakiegoś narodu nad innym. Robił to, bo troszczył się o słabszych. Nigdy nie podjudzał, raczej tonował emocje i wzywał do pokojowego rozwiązywania konfliktów.

Na demonstracje chodziła też Dorothy Day, Amerykanka, założycielka Catholic Worker, trwa jej proces beatyfikacyjny. 

- Taki był jej charyzmat. Podobnie jak jednego z braci z naszej Wspólnoty, który brał udział w demonstracjach robotniczych w Peru. On dzięki temu, że był na ulicy, powstrzymał żołnierzy przed rzezią.

Papież wzywa do zmian. 

- Mówi, żebyśmy się ruszyli. Że z samego wzruszenia nie ma żadnych efektów. Ludzie, którzy żyją w miejscach konfliktów zbrojnych, nie potrzebują naszego współczucia, potrzebują naszej gotowości do niesienia pomocy.

Jak? 

- Wystarczy rozejrzeć się wokół. Przyjaźnię się z Janką Ochojską. Ostatnio spotkałyśmy się na Woodstocku i doszłyśmy do wniosku, że ona robi w hurcie, a ja w detalu. To znaczy ona, budując studnie w Sudanie, dba o całą wioskę. Ja natomiast pomagam tu, na miejscu. Oczywiście to jest tak, że jak teraz wyjdziemy na ulicę i zaczniemy karmić pojedynczych ludzi, to nie sprawimy, że głód całkowicie zniknie z ziemi. Ale możemy być pewni, że ten jeden człowiek zaśnie najedzony. I to jest już istotny wkład w zmianę świata.
 

Jak rozmawiać z ludźmi na ulicy? 

- Najpierw musicie ich pytać, czego naprawdę potrzebują. Nie bądźcie mądrzejsi od nich. Spróbujcie poznać ich sytuację, czego na ten moment potrzebują. Będą chcieli herbaty, ciepłego śpiwora. Ale być może potrzebują też wyjścia do zoo, żeby się chwilę pośmiać, uwierzyć w siebie i zobaczyć, że istnieje inny świat, że ten świat może być tak czy inaczej osiągalny.

Na poznanie ich potrzeb potrzebujecie czasu. To nie jest tak, że powiesz człowiekowi: masz być teraz mądry, dobry, sprawny. Możecie się schować z takim pomaganiem. Bo co? Jak się wam powie, że macie teraz namalować "Panoramę Racławicką", to choćbyście mieli najlepsze motywacje na świecie, wymalujecie jakiegoś gniota, jeśli w ogóle się do tego zabierzecie.

Siostra jest szczęśliwa? 

- Cóż to za pytanie.

Od lat siostra żyje z biedakami, można mieć dość. 

- Nie bez powodu zatytułowaliśmy naszą książkę "Sposób na (cholernie) szczęśliwe życie". Tu jest dom wariatów. Świrus Artur biega wokół i wykrzykuje coś w swoim języku. Ksiądz Jacek pali marlboro z biedakiem, który kilka dni temu spał na dworcu. Jest wesoło. W tej szarej codzienności takich zwariowanych wydarzeń mamy bardzo wiele, tylko trzeba je zauważyć. Poza tym trzeba mieć dystans i poczucie humoru, tu nie ma innej drogi. Jeśli nie masz, to musisz się nauczyć, i to szybciutko. Inaczej życie cię zmiecie. I nie traktować siebie zbyt serio. A żeby się nie traktować zbyt serio, trzeba zahaczyć o Kościół. Wtedy człowiek się zobaczy we właściwych proporcjach.

Ale nie jest tylko wesoło. 

- Oczywiście to nie jest tak, że uodporniamy się na biedę. Ciągle zdarzają się chwile, gdy ręce opadają. Ma się dość durnych systemów politycznych, które nie widzą człowieka, tylko paragrafy. Ma się dość, gdy przez lata inwestuje się w biednych ludzi, a efekty nie są natychmiastowe. Tylko że ja nie jestem zwolenniczką etyki pragmatycznej. Że skoro od razu nie widać efektów, to trzeba dać sobie spokój. Na tym polega przyzwoitość, że nawet jeśli trzeba poświęcić więcej pracy, a efektów nie widać od razu, to i tak trzeba to robić. To jest przyzwoitość.

O czym siostra marzy? 

- Niezwykle przyziemnie marzę. Marzę, żeby ludzie żyli w pokoju, żeby nie było cierpienia, żeby ludzie byli szczęśliwi. Przyziemne marzenia, tu już konkretnie, żeby nam się udało zrobić tak, żeby przynajmniej w najbliższej okolicy ludzie mieli co jeść i gdzie spać, żebyśmy mogli wybudować dom, bo jest taka potrzeba, żeby dzieci moje były szczęśliwe, bliscy moi, mieszkańcy. To są takie marzenia.

A dla siebie? 

- No to jest dla mnie, to jest dla mnie. Moim marzeniem jest, żeby świat był piękny. Nudne, nie? Ale tak jest naprawdę.

Błażej Strzelczyk, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego".
Piotr Żyłka, redaktor naczelnym portalu DEON.PL

Małgorzata Chmielewska
Siostra zakonna, przełożona Wspólnoty Chleb Życia. Zdaniem Jerzego Owsiaka "kobieta ogień", Muńka Staszczyka - "kobieta z boskim czadem".

Już w wieku dziesięciu lat została "ekskomunikowana" - z lekcji religii, bo zadawała za dużo pytań. Angażuje się społecznie od lat 80. W latach 90. organizowała na warszawskim dworcu wigilie dla bezdomnych. Prowadziła pierwszy w wolnej Polsce dom dla samotnych matek. Przez ostatnie 25 lat mieszkała z biedakami.

Codziennie mierzy się z prawdziwymi dramatami. Mawia, że na miłość nie da się zrobić biznesplanu, że miłość powinna być nieco stuknięta, bo inaczej jest nudno. Od lat burzy stereotypy i podbija serca Polaków swoją szczerością.

Prowadzi domy dla bezdomnych, chorych, samotnych matek oraz noclegownie dla kobiet i mężczyzn. Osoby wykluczone próbuje przywrócić do społeczności poprzez stworzenie dla nich miejsc pracy. Dlatego powołała specjalne manufaktury, w których pracują osoby bezdomne i chore. Jest adopcyjną matką piątki dzieci, w tym niepełnosprawnego Artura, z którym mieszka w Nagorzycach, wiosce w województwie świętokrzyskim. O domach Wspólnoty, w których mieszkają biedacy, mówi "biedaholding".

Nakładem wydawnictwa WAM ukazała się właśnie jej książka


"Sposób na (cholernie) szczęśliwe życie" 
Małgorzata Chmielewska 
WAM 
 

-------------------------------------------

Fińska szkoła to już niemal synonim świetnego systemu edukacji. Ale jak oni to robią?

Uczniowie nie zakuwają po nocach, mają najdłuższe wakacje, nie zdają stresujących egzaminów i wchodzą w dyskusje z nauczycielami, którzy też robią, co chcą. Finowie byli w czołówce w międzynarodowych testach PISA, ale zamiast spocząć na laurach, zreformowali program nauczania. Bo, jak mówią, szkoła musi przygotować dzieci do życia we współczesnym świecie.

Małe miasteczko gdzieś na północy Finlandii. Za budynkiem szkoły, w której uczy się 50 uczniów, jest podwórze zarośnięte wysokimi trawiastymi roślinami. W czasie przerw dzieciaki uwielbiają się tam bawić w chowanego i robić kryjówki. Pewnego dnia jeden z uczniów zainteresował się, co to są za rośliny i właściwie po co one tam rosną. Zapytał nauczyciela. - I od tego pytania zrodzonego z dziecięcej ciekawości rozpoczął się całoroczny, interdyscyplinarny projekt - mówi "Wyborczej" Arja- Sisko Holappa, doradca ds. edukacji w Krajowej Radzie Edukacji.


Badania zamiast wkuwania

Żeby dowiedzieć się więcej na temat tego gatunku roślin, na początek uczniowie wybrali się do biblioteki. Wyszukali też informacje w internecie. Zaprosili eksperta i artystę rzemieślnika, żeby opowiedzieli im, do czego te rośliny służą i co można z nich wykonać. Następnie sami spróbowali swoich artystycznych sił. Uczniowie uczyli się robienia samodzielnych notatek, zdjęć, pisali dziennik, tworzyli portfolio. Zrobili też własną stronę WWW z informacjami i opisem swoich doświadczeń - zdobyli więc umiejętność zakładania i prowadzenia strony internetowej.

Prowadzenie projektów opartych na badaniu zjawisk jest jednym z najważniejszych założeń nowego fińskiego programu nauczania, który wszedł w życie z początkiem bieżącego roku szkolnego. Każda klasa będzie musiała zrealizować przynajmniej jeden w ciągu roku. - Prowadząc taki projekt, uczniowie zamieniają się w badaczy. Mają dużą autonomię. Sami wymyślają temat i co chcą w nim zgłębić. W grupie planują kolejne działania. Uczą się współpracy i krytycznego myślenia. Po zebraniu wszystkich danych przygotowują prezentację albo portfolio. Dzielą się swoją wiedzą - tłumaczy Marjo Kyllonen, dyrektorka ds. edukacji w Departamencie Edukacji w Helsinkach. Rolą nauczyciela jest dopilnowanie, żeby zbierane informacje były zgodne z obecnym stanem wiedzy. Nauczyciel koordynuje prace, wspiera, ale to uczniowie są odpowiedzialni za projekt.

To, inaczej mówiąc, holistyczne podejście do zdobywania wiedzy. Tak jak w życiu, w którym przecież nie ma przedmiotów. - Kiedy mamy naukę podzieloną na bardzo wiele przedmiotów, prowadzi to do nauczania fragmentarycznego. Uczniom jest potem bardzo trudno znaleźć połączenia między na przykład biologią i matematyką albo historią i sztuką - mówi Holappa. Ale tradycyjne przedmioty, przynajmniej na razie, nadal będą obecne. Zmieni się podejście nauczycieli do nauczania. Ucząc fizyki czy historii, muszą pokazywać, w jaki sposób są powiązane z innymi naukami, jakie mają zastosowania w życiu. Nauczyciele, którzy w ciągu ostatnich lat wprowadzili nowe metody pracy, mówią, że nie chcieliby wracać do dawnych, tradycyjnych metod "wykładu".

W kilkunastu szkołach w Helsinkach pilotażowo wprowadzony został program uczenia poprzez badanie zjawisk, który ma zastąpić wszystkie tradycyjne przedmioty. Szkoła bez ławek i podręczników. Nauka może się odbywać wszędzie, nie tylko w granicach szkolnych sal. Oczywiście nauczyciele nadal muszą podążać za wymaganiami podstawy programowej.

Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że uczenie się poprzez badanie zjawisk bardziej motywuje uczniów do nauki. - Zazwyczaj te projekty w jakiś sposób dotyczą ich życia, mają dla nich znaczenie, zatem dzieci same chcą zgłębiać tę wiedzę. Zaspokajają własną ciekawość. Mają przy tym poczucie, że zdobywają wiedzę dla samych siebie, a nie uczą się do szkoły. Są aktywnymi uczestnikami całego procesu i są odpowiedzialne za jego przebieg. Rośnie ich poczucie własnej wartości, przekonanie, że mogą czegoś dokonać. Widzą, że nauka może być fajna - mówi Marjo Kyllonen.

Uczniowie nie są już przykuci do ławek. Mogą chodzić po klasie, prowadzić dyskusje, podsuwać pomysły. Jeśli potrzebują wyciszenia, mogą znaleźć dla siebie miejsce, w którym potrafią się skoncentrować.


Sport i szycie, czyli życie

Holistyczne podejście do uczenia zakłada również przygotowanie uczniów do życia we współczesnym społeczeństwie, a więc rozwijanie innych umiejętności niż tylko akademickie. Jakich? Choćby -

-umiejętności uczenia się, 

-odpowiedzialności za własną naukę, 

-umiejętności oceniania siebie i swoich postępów, 

-zdolności krytycznego myślenia, 

-współpracy z innymi, 

-przedsiębiorczości, 

-biegłości w posługiwaniu się zaawansowanymi technologiami (ICT).

Z drugiej strony, co może dziwić, Finowie dużą wagę przywiązują do zajęć praktyczno-technicznych. W nowym curriculum jeszcze zwiększono ich liczbę. Odwiedzając szkołę mojej córki, z zaskoczeniem odkryłam salę wyposażoną w maszyny do szycia, inną z całym szeregiem kuchenek czy wreszcie warsztat do majsterkowania. - Uważamy, że to są bardzo ważne zajęcia. Przecież to, co nosimy, ktoś zaprojektował i uszył. W Finlandii mamy długą tradycję designu, projektowania ubrań i przedmiotów. Nie skupiamy się wyłącznie na nauczaniu akademickim. Umiejętności praktyczne są potem podstawą do wyboru studiów czy szkół zawodowych, w których nasi absolwenci kształcą się na designerów różnych dziedzin, architektów czy inżynierów - wyjaśnia Arja- Sisko Holappa.

Na tym polega fińskie całościowe podejście do wychowania i nauczania. Każda dyscyplina jest ważna: tak samo matematyka, jak szycie i sport. Celem szkoły jest dostrzeżenie w każdym uczniu jego indywidualnych zdolności i umożliwienie mu ich rozwijania. Jeden może zostanie znakomitym szefem kuchni, inny fizykiem.

W fińskiej szkole nauczyciel i uczeń są aktywnymi uczestnikami procesu uczenia się. Nauczyciel ma być trenerem, który do każdego ucznia podchodzi indywidualnie. Nie mówi mu, czego się ma nauczyć, ale pokazuje, jak zdobywać wiedzę. Musi umieć dostrzec, nad czym uczeń powinien popracować, jaki ma potencjał. - Jeśli dziecko nie wierzy we własne siły i postawi poprzeczkę za nisko, rolą nauczyciela jest pokazanie, że może więcej. W ten sposób równamy w górę - mówi Kyllonen.

Rola ucznia też jest aktywna. Musi brać udział w procesie uczenia się, planowaniu, szukaniu informacji, a nawet w ocenianiu własnych postępów. Rozumieć, dlaczego się czegoś uczy i jaki jest tego cel. - Pokazujemy uczniom, w jaki sposób oceniać własną pracę, ale też postępy kolegów, a nawet pracę nauczyciela. To ostatnie jest nowością wprowadzoną w nowym programie nauczania - dodaje Kyllonen.

A jak to wygląda w praktyce? W pierwszej klasie podstawówki z wykładowym angielskim w Espoo uczniowie po rozwiązaniu każdego zadania z matematyki sami decydują, czy są zadowoleni ze swojej pracy. Każdy własnoręcznie obok zadania rysuje buźkę: uśmiechniętą, smutną albo taką sobie. Nauczycielka podchodzi do każdego dziecka i wydaje własną opinię. Jeśli te opinie są rozbieżne, rozmawiają o tym.

W tej samej szkole w starszych klasach od roku używana jest aplikacja służąca do oceniania pracy kolegów. Uczniowie mają do wyboru dziesięć różnych pozytywnych określeń, których mogą użyć, na przykład: odważny, pomysłowy, zabawny, odkrywczy. - Chodzi o pozytywne wsparcie ze strony klasy. To i to podobało mi się w twojej pracy, w tym jesteś dobry. Uczy też krytycznego myślenia - tłumaczy Sarah Fair, nauczycielka odpowiedzialna za wprowadzanie nowego programu nauczania.


 

Precz z testami!

Stawiając ocenę, nauczyciel dokładnie wyjaśnia, co za nią stoi. Uczeń musi dokładnie wiedzieć i rozumieć, co dla niego dana ocena oznacza. Co ciekawe, aż do ósmej klasy, czyli na rok przed ukończeniem obowiązkowej edukacji, oceny na świadectwie nie są obowiązkowe. Nauczyciele wydają opisową opinię. To według nich znacznie lepiej pokazuje stan wiedzy ucznia.

Nie są też entuzjastami testowania. Ważniejsza jest całoroczna praca ucznia, jego indywidualne postępy. - Jak można wydać opinię o stanie wiedzy ucznia po jednorazowym teście? - pyta retorycznie Marjo Kyllonen.

Dlatego w Finlandii od kilku dekad nie ma obowiązkowych ujednoliconych testów w trakcie bądź na koniec jakiegoś etapu edukacji. Po zakończeniu dziewięcioletniej szkoły uczniowie otrzymują świadectwo z ocenami w skali od 4 do 10. Na tej podstawie mogą aplikować do szkół średnich: ogólnokształcących lub zawodowych. - W tym objawia się nasze zaufanie do nauczycieli i ich pracy i nie chcemy zmieniać tego podejścia - uśmiecha się Kyllonen.

Nauczyciel jest osobą bardzo szanowaną w społeczeństwie i to jest jednym z głównych czynników sukcesu fińskiej szkoły. Ta wysoka ranga nauczyciela jest głęboko zakorzeniona w fińskiej tradycji i wartościach. W przeszłości, kiedy nie było jeszcze formalnej edukacji, duchowni pełnili funkcję nauczycieli, uczyli ludzi czytać i pisać. Co ciekawe, wyznacznikiem gotowości danej osoby do zawarcia związku małżeńskiego było opanowanie umiejętności czytania. Nie mogłeś się ożenić, jeśli tego nie potrafiłeś.

Na kierunki nauczycielskie dostają się najlepsi. O jedno miejsce walczy przynajmniej dziesięciu chętnych. By zostać nauczycielem, trzeba mieć tytuł magistra z pedagogiki i wykładanego przedmiotu. Od ponad dziesięciu lat wybiera się tak zwanych nauczycieli ekspertów, którzy prowadzą warsztaty i szkolenia, pokazują nowe metody pracy i pomagają je wprowadzać w życie.

Nauczyciel ma dużą autonomię. Jest nie tylko wykonawcą programu nauczania, ale też jego współtwórcą. Rolą nauczycieli jest dostosowanie programu do lokalnych potrzeb. Nie ma z góry określonych podręczników. Nauczyciele wybierają sobie takie materiały, jakie sami uważają za dobre i potrzebne. Nie ma nawet obowiązku posiadania podręcznika. To nauczyciel decyduje. Oczywiście musi realizować program nauczania, ale od niego zależy, w jaki sposób i jakimi metodami osiągnie wyznaczony cel. - Musi umieć wskazywać kierunki pracy, kontrolować, jak uczniowie się uczą, czy wynoszą coś z tych zajęć, i co zrobić, żeby lekcje naprawdę dawały im wiedzę. Jeśli wyniki nie są zadowalające, udoskonala metody - mówi Arja-Sisko Holappa.

O sukcesie fińskiego systemu edukacji świat się dowiedział, kiedy Finlandia znalazła się w czołówce w międzynarodowych testach PISA. Wydaje się, że w samej Finlandii nie przywiązuje się do tego testu aż tak wielkiej wagi. Nawet spadek o kilka miejsc nie wywołał burzy. - Nie zależy nam na konkurowaniu z Szanghajem, nie popieramy systemu opartego na wkuwaniu i korepetycjach - mówi mi Holappa. A Marjo Kyllonen dodaje: - Nie pracujemy na lepsze wyniki PISA. Nasze szkoły rozwijamy po to, żeby lepiej przygotować nasze dzieci do życia w zmieniającym się świecie i do odnoszenia sukcesów.

***

SZKOŁA W FINLANDII

*Prace domowe są lekkie, a zakuwanie niepożądane.

*Dzieci zaczynają szkołę w wieku 7 lat. Podstawowa obowiązkowa edukacja trwa 9 lat.

*Wszystkie materiały szkolne, w tym książki, zeszyty, przybory, zapewnia za darmo szkoła.

*Wszystkie dzieci jedzą w szkole darmowe obiady.

*Przerwy spędzają na dworze - mózg potrzebuje się dotlenić.

*Od tego roku nie ma obowiązkowej nauki alfabetu pisanego. Dzieci poznają małe i wielkie litery drukowane. Od początku będą się uczyć prawidłowego pisania na klawiaturze.

*Fińskie dzieci nie siedzą za długo w szkole. Mają 2,5miesiąca wakacji i parę innych przerw w ciągu roku.

*Klasy są niewielkie, średnio od 15 do 20 uczniów.

*Nie ma ogólnokrajowych obowiązkowych testów na koniec szkoły.

*Prawie nie ma szkół prywatnych, a te istniejące też są dofinansowywane z budżetu państwa, nie pobierają czesnego i mają zazwyczaj jakąś specjalizację, na przykład Montessori, Steiner, językowa.

 

ELEKTRON

 

Piotr Cieśliński

 

Jemu zawdzięczamy to, że otaczające nas przedmioty mają swoją twardość i nieprzenikalność, a więc możemy pewnie stąpać po posadzce, usiąść na krześle albo oprzeć się o ścianę.

 

Elektron jest podstawowym składnikiem atomów. Kiedyś wyobrażano sobie, że niczym planeta okrąża dodatnio naładowane jądro atomowe. Dziś wiemy, że jego ruch w atomie przypomina raczej zachowanie struny albo membrany, która została wprawiona w drgania rezonansowe. I że to on trzyma świat w karbach, żeby się nie rozpadł na kawałki.

Posłuszny

Atomy istnieją tylko dzięki temu, że elektron jest niezwykle posłuszny i zawsze bez względu na okoliczności respektuje tzw. zakaz Pauliego. To podstawowe prawo fizyki kwantowej sformułowane przez austriackiego fizyka Wolfganga Pauliego dotyczy nie tylko elektronu, ale też wszystkich cząstek zwanych fermionami, a więc także kwarków. Złamanie zakazu Pauliego oznaczałoby katastrofę i dosłownie zapadnięcie się naszego świata.

Zakaz mówi, że fermiony nie mogą zajmować tego samego stanu kwantowego, a więc jednocześnie spocząć w tym samym miejscu. Dzięki temu możliwe jest istnienie atomów, bo elektrony nie mogą spaść na jądro atomowe, choćby tego nawet bardzo chciały, gdyż wtedy wszystkie znalazłyby się w tym samym stanie. Mówiąc w wielkim uproszczeniu - jeśli w bezpośrednim pobliżu jądra jest już jeden elektron, to kolejny musi znaleźć sobie jakieś inne wolne miejsce, dalej od jądra. Elektrony zapełniają więc stopniowo coraz dalsze powłoki elektronowe wokół jądra, bo każda powłoka ma określoną pojemność i może przyjąć tylko pewną liczbę elektronów.

To zakaz Pauliego sprawia, że atom, cząsteczki chemiczne i zbudowane z nich przedmioty zajmują określoną objętość w przestrzeni. I przeciwstawiają się próbom ich ściśnięcia. Stąd się bierze twardość, a także nieprzenikliwość materii - dwa atomy nie mogą bez przeszkód przeniknąć przez siebie, gdyż ich elektrony musiałyby w chwili takiego przenikania zająć ten sam obszar w przestrzeni.

Niepodzielny

W przyszłym roku minie już 120 lat od jego odkrycia i przez ten czas nikomu nie udało się go rozbić na kawałki, choć zderzano elektrony ze sobą i innymi cząstkami, rozpędzając je do największych energii, jakie tylko były osiągalne.

Ba, nikomu dotychczas nie udało się dowieść, że elektron ma jakąś wewnętrzną strukturę, mimo że inne składniki atomu po pewnym czasie okazywały się złożone z mniejszych części. Odkryto na przykład, że składniki jądra atomowego - proton i neutron - są zbudowane z kwarków.

A elektron jak na razie pozostaje cząstką prawdziwie elementarną.

Co więcej, jest tak mały, że do tej pory nie udało się zmierzyć jego rozmiaru! Jest też jedną z najlżejszych cząstek. Niektórzy fizycy sądzą nawet, że jest wręcz... punktowy, tj. cała jego masa jest skupiona w matematycznym punkcie. Tego oczywiście nie sposób udowodnić. Wiadomo tylko, że w eksperymentach, w których fizycy zderzają ze sobą cząstki, elektrony zachowują się jak twarde kulki o rozmiarze dużo mniejszym niż miliardowa część milimetra.

Wszędobylski

To nie wszystkie zalety elektronu. Pojawia się wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z elektrycznością, a więc także we wszystkich elektrycznych urządzeniach w naszych domach i biurach. Gdy się porusza - tworzy prąd i generuje pole magnetyczne, sam jest też maleńkim magnesikiem. Dzięki niemu istnieją więc magnesy i zjawiska magnetyczne, które znamy z codziennego doświadczenia.

Jest odpowiedzialny za tworzenie związków chemicznych, bez niego nie byłoby wiązań chemicznych. Atomy łączą się ze sobą w ten sposób, że albo wymieniają się elektronami (jeden oddaje, drugi bierze), albo dzielą się nimi (tj. elektrony stają się wspólne, należą do jednego i drugiego atomu). Bez elektronu nie byłoby więc chemii.

Światły

Nie byłoby także światła. Kiedy elektron przyspiesza, to świeci. Podobnie, gdy przeskakuje w atomie z jednej powłoki elektronowej na drugą. Światło jest jasnym dowodem na to, że wokół nas jest pełno skaczących i przyspieszających elektronów. Jeśli by ich zabrakło, nic nie rozproszyłoby mroku.

Trwały

Zapewne więc z ulgą przyjmiecie wiadomość, że elektron jest bardzo trwały. Nikt nigdy nie widział, aby sam z siebie się rozpadł. Zgubić go może spotkanie ze swoim alter ego, czyli antycząstką, która zwana jest pozytonem. Bo w efekcie takiego zejścia się obie cząstki znikają w błysku promieniowania. Ale możliwy jest też proces odwrotny: z kwantu światła może narodzić się elektron i pozyton. I tak się dzieje w laboratoriach fizyków.

Rodzinny

Elektron ma życie rodzinne. Nie jest sam - ma partnera, którego tak bardzo lubi, że czasem się w niego zamienia. Tym partnerem jest neutrino elektronowe, a pośrednikiem we wzajemnych zamianach są tzw. bozony pośredniczące.

Elektron i neutrino elektronowe to pierwsze pokolenie niewielkiej rodziny leptonów. Ta rodzina składa się z trzech pokoleń. Drugie tworzą mion i neutrino mionowe, a trzecie - taon i neutrino taonowe. Innych nie ma. Nikt nie wie, dlaczego są tylko trzy, a nie mniej lub więcej pokoleń leptonów.

 

Krewniacy elektronu - mion i taon - są od niego sporo ciężsi, a poza tym nietrwali. Mion rozpada się w kilka mikrosekund, a taon jeszcze szybciej - żyje milion razy krócej.

Jak faceci w czerni

Elektrony są całkowicie nieodróżnialne od siebie. Gdyby w jednej chwili pozamieniać elektrony z ciała prezydenta Andrzeja Dudy z elektronami, które tworzą Baracka Obamę, nikt by nie zauważył różnicy. Nie obwiniajcie więc ich za politykę!

Warto podkreślić ich towarzyskość, która jest tak wielka, że gdy przebywają w wielkiej grupie zatracają czasem swoje zwykłe własności i udają, że są kimś innym. Pod wpływem silnego pola magnetycznego w zbiorowości elektronów (w metalu albo w półprzewodnikach) tworzą się bowiem cząstki nowego typu. Fizycy ze zdumieniem odkryli, że elektrony zachowują się nie jak zbiorowisko pojedynczych elektronów, ale jak ciecz kwantowa złożona z innych cząstek, tzw. kwazicząstek.

Takie kwazicząstki określa się często mianem złożonych fermionów. Mimo że powstają wskutek łączenia się elektronów, to często mają tylko ułamek ich ładunku. Poza tym mogą też mieć bardzo dziwne własności magnetyczne. Te kolektywne związki elektronowe są nadzieją inżynierii kwantowej, która stara się stworzyć nowe cudowne materiały.

 

Gazeta Wyborcza 11.10. 2016

 

 

 
 

_________________________________ 

 

 

WIERSZE

 

 

_________________________________

OPOWIADANIA

 

__________________________________

 

  ESEJE  

 

__________________________________  

 

PRELEKCJE

 

__________________________________

 

PEDAGOGIKA

 

___________________________________

 

TŁUMACZENIA

 

___________________________________

 

REBUSY

 

__________________________________

 

PRZEPISANE

____________________

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 
monitoring pozycji