|
Kimże ja jestem, aby
osądzać?
Najważniejsze słowa Franciszka
oprac. red 23.07.2016 01:00
Franciszek jest mistrzem celnych zdań. Nie kręci, nie unika
odpowiedzi, zawsze wypowiada się jasno, odważnie i na temat.
Oto ulubione słowa Papieża pisarzy, aktorów, biskupów,
zakonników, dziennikarzy.
(...)
Bóg
Myślę, że naszemu Ojcu Niebieskiemu jest bardzo
przykro, kiedy widzi, że Jego dzieci nie ufają Mu w
pełni. Być może wierzą raczej w jakiegoś dalekiego
Boga niż w miłosiernego Ojca. U wielu może też powstać
wątpliwość, czy Bóg, chociaż jest Ojcem, nie jest
także kimś, kto nas nadzoruje. A więc może mu nie
ufać, bo może zażądać czegoś zbyt trudnego albo nawet
zesłać jakąś próbę. Ale to jest wielkie oszustwo,
pradawne kłamstwo nieprzyjaciela Boga i człowieka,
które deformuje rzeczywistość i przedstawia dobro jako
zło. To pierwsza pokusa: być z Bogiem na odległość,
przestraszyć się podejrzenia, że Jego ojcostwo nie
jest w rzeczywistości opatrznościowe i dobre.
Tymczasem On miłuje nas bardziej, niż my sami siebie
kochamy, i wie, co dla nas jest dobre. (Na spotkaniu z
naśladowcami św. Alojzego Guanelli)
Adam Woronowicz, aktor
Choroba
Kościół, który nie wychodzi na zewnątrz, wcześniej czy
później zostaje zniszczony chorobą. Kościołowi, który
wychodzi na zewnątrz, tak jak każdej osobie, która
wychodzi na ulicę, może przytrafić się jakiś wypadek.
Powiem wprost: o tysiąc razy wolę Kościół po wypadku
niż Kościół chory. Chorobą typową dla Kościoła jest
zamknięcie się w samym sobie, wpatrywanie się w samego
siebie. Jest to rodzaj narcyzmu, który prowadzi nas do
duchowego zeświecczenia. (List do Episkopatu
Argentyny)
Maja Komorowska, aktorka
Ciepło
Otwórzmy nasze oczy, aby dostrzec biedę świata, rany
tak wielu braci i sióstr pozbawionych godności.
Poczujmy się sprowokowani, słysząc ich wołanie o
pomoc. Nasze ręce niech ścisną ich ręce, przyciągnijmy
ich do siebie, aby poczuli ciepło naszej obecności,
przyjaźni i braterstwa. (Misericordiae vultus)
ks. prof. Michał Czajkowski, teolog
Czułość
Nie powinniśmy się bać dobroci i czułości. (Podczas
mszy inaugurującej pontyfikat)
Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka TVN
Dobro
Każdy ma swoje pojęcie Dobra i Zła i powinien wybierać
Dobro i zwalczać Zło, tak jak je rozumie. To
wystarczyłoby, by świat stał się lepszy. (Rozmowa z
Eugenio Scalfarim)
prof. Zbigniew Mikołejko, historyk religii, filozof
Doglądanie
Z faktu bycia stworzonymi na Boży obraz i nakazu
czynienia sobie ziemi poddaną nie można wywnioskować
absolutnego panowania nad innymi stworzeniami. Ważne
jest odczytywanie tekstów biblijnych w ich kontekście,
we właściwej hermeneutyce, i przypominanie, że
zachęcają nas one do "uprawiania i doglądania" ogrodu
świata (por. Rdz 2, 15). Podczas gdy "uprawianie"
oznacza oranie i kultywowanie, to "doglądanie" oznacza
chronienie, strzeżenie, zachowanie, bronienie,
czuwanie. Pociąga to za sobą relację odpowiedzialnej
wzajemności między człowiekiem a naturą. Każda
wspólnota może wziąć z dóbr ziemi to, czego potrzebuje
dla przeżycia, ale ma również obowiązek chronienia jej
i zapewnienia, by nadal była ona płodna dla przyszłych
pokoleń. (Encyklika Pochwalony bądź)
Jarosław Mikołajewski, dziennikarz, poeta
Dom, nie urząd celny
Wszyscy mogą w jakiś sposób uczestniczyć w życiu
Kościoła; wszyscy mogą należeć do wspólnoty i nawet
drzwi sakramentów nie powinno się zamykać z byle
jakich powodów. Eucharystia, chociaż stanowi pełnię
życia sakramentalnego, nie jest nagrodą dla
doskonałych, lecz szlachetnym lekarstwem i pokarmem
dla słabych. Często zachowujemy się jak kontrolerzy
łaski, a nie jak ci, którzy ją przekazują. Kościół
jednak nie jest urzędem celnym, jest ojcowskim domem,
gdzie jest miejsce dla każdego z jego trudnym życiem.
(Evangelii gaudium)
Marcin Dzierżanowski, dziennikarz "Wprost"
Homoseksualizm
Jeśli ktoś jest homoseksualistą, poszukuje Pana Boga,
ma dobrą wolę, kimże ja jestem, aby ją osądzać?
Katechizm Kościoła katolickiego wyjaśnia to tak
pięknie, że tych osób nie należy z tego powodu
marginalizować, powinny być włączone do społeczeństwa.
Problemem nie jest posiadanie tej skłonności, nie -
musimy być braćmi
Robert Biedroń, prezydent Słupska
Kimże ja jestem?
Kimże ja jestem, aby osądzać? (Do dziennikarzy podczas
podróży samolotem)
Andrzej Stasiuk, pisarz
Kruchość świata
My wszyscy chrześcijanie, niepozorni i mali, lecz
mocni w miłości Bożej - jak św. Franciszek z Asyżu -
jesteśmy powołani do zatroszczenia się o kruchość
ludu i świata, w którym żyjemy. (Evangelii
gaudium)
ks. prof. Alfred Wierzbicki, teolog, poeta
Krzyż
Wiele razy zastanawiam się, jaki będzie mój krzyż,
jaki jest mój krzyż. Krzyże istnieją, nie widać ich,
ale są. (Wywiad dla Radio Renascenca)
Jacek Napiórkowski, poeta
Miłosierdzie
Miłosierdzie to najwyższy i ostateczny akt, w którym
Bóg wychodzi nam na spotkanie. Miłosierdzie jest
podstawowym prawem, które mieszka w sercu każdego
człowieka, gdy patrzy on szczerymi oczami na swojego
brata, którego spotyka na drodze życia. Miłosierdzie
to droga, która łączy Boga z człowiekiem, ponieważ
otwiera serce na nadzieję, że będziemy kochani na
zawsze, pomimo ograniczenia, jakim jest nasz grzech.
(Misericordiae vultus)
kardynał Gianfranco Ravasi, Przewodniczący
Papieskiej Rady ds. Kultury
Nadzieja
Kościół nie jest na świecie po to, by potępiać, lecz
by pozwolić na spotkanie z tą przenikającą do trzewi
miłością, jaką jest Boże miłosierdzie. Aby mogło się
to zdarzyć - co często powtarzam - trzeba wyjść.
Wyjść z kościołów i parafii, wyjść i pójść szukać
ludzi tam, gdzie żyją, gdzie cierpią i gdzie mają
nadzieję. Szpital polowy, ten obraz, za pomocą
którego lubię opisywać ów Kościół wychodzący,
charakteryzuje się tym, że zakładany jest tam, gdzie
toczy się walka: nie ma stałej struktury, nie jest
wyposażony we wszystko, jak miejsce, gdzie udajemy
się, by leczyć i drobne, i poważne dolegliwości.
Jest przenośny, ma zapewniać pierwszą pomoc, szybką
interwencję, ma zapobiegać temu, by poszkodowani w
walce umierali. To medycyna pierwszej pomocy, tutaj
nie przeprowadza się specjalistycznych badań. Mam
nadzieję, że Nadzwyczajny Jubileusz pozwoli jeszcze
wyraźniej pokazać oblicze Kościoła, który odkrywa
matczyne wnętrze miłosierdzia i wyjdzie naprzeciw
tak wielu zranionym potrzebującym wysłuchania,
zrozumienia, przebaczenia i miłości. (Miłosierdzie
to imię Boga, Kraków 2016)
abp Józef Kupny, metropolita wrocławski
Odrzuceni
Nie może tak być, że nie staje się wiadomością dnia
fakt, iż z wyziębienia umiera starzec zmuszony, by
żyć na ulicy, natomiast staje się nią spadek na
giełdzie o dwa punkty. To jest wykluczenie. Nie
można dłużej tolerować faktu, że wyrzuca się
żywność, podczas gdy są ludzie cierpiący głód. To
jest nierówność społeczna. Dzisiaj wszystko poddane
jest prawom rywalizacji i prawu silniejszego, gdzie
możny pożera słabszego. W następstwie tej sytuacji
wielkie masy ludności są wykluczone i
marginalizowane: bez pracy, bez perspektyw, bez dróg
wyjścia. Samego człowieka uważa się za dobro
konsumpcyjne, które można użyć, a potem wyrzucić.
Daliśmy początek kulturze "odrzucenia", którą wręcz
się promuje. Nie chodzi już tylko o zjawisko wyzysku
i ucisku, ale o coś nowego: przez wykluczenie
zraniona jest w samej swej istocie przynależność do
społeczeństwa, w którym człowiek żyje, ponieważ nie
jesteśmy w nim nawet na samym dole, na peryferiach
czy pozbawieni władzy, ale poza nim. Wykluczeni nie
są "wyzyskiwani", ale są odrzuceni, są
"niepotrzebnymi resztkami". (Evangelii gaudium)
Jarosław Makowski, publicysta, radny PO
Państwa
Państwa muszą być świeckie, bo te wyznaniowe źle
kończą. (Wywiad do "La Croix")
Janusz Głowacki, pisarz
Peryferie
Rozumie się rzeczywistość tylko wtedy, gdy patrzy
się na nią z peryferii, a nie gdy nasz wzrok jest
postawiony w centrum jednakowo oddalonym od
wszystkiego. (...) Bycie na peryferiach pomaga
widzieć i rozumieć lepiej, dokonać bardziej
poprawnej analizy rzeczywistości, uciekając od
centralizmu i od podejścia ideologicznego. (...)
Jeżeli to się nie stanie, to wtedy wpada się w
ryzyko bycia oderwanymi od rzeczywistości ideologami
lub fundamentalistami, a to nie jest zdrowe. (W
czasie spotkania z zakonnikami)
ks. Andrzej Luter, "Więź"
Przebaczenie
Jezus zwraca się do nas z prośbą, byśmy uwierzyli,
że przebaczenie jest bramą, która prowadzi do
pojednania. Mówiąc nam, byśmy wybaczali naszym
braciom bez zastrzeżeń, prosi nas o dokonanie czegoś
zupełnie radykalnego, ale zarazem daje nam łaskę,
aby to uczynić. To, co z ludzkiej perspektywy wydaje
się niemożliwe, niepraktyczne, a nawet czasami
odrażające, czyni On możliwym i owocnym przez
nieskończoną moc swego krzyża. Krzyż Chrystusa
objawia moc Boga, aby pokonać każdy podział, aby
uzdrowić każdą ranę i przywrócić pierwotne więzi
braterskiej miłości. (Seul, 18 sierpnia 2014)
Brygida Grysiak, dziennikarka TVN
Przytulenie
Często powtarzam, że przestrzenią, w której dochodzi
do spotkania z miłosierdziem Jezusa, jest mój
grzech. Kiedy doświadcza się objęć miłosierdzia,
kiedy pozwala się na bycie przytulonym, kiedy
jesteśmy poruszeni, wówczas życie może się odmienić,
ponieważ próbujemy odpowiedzieć na ów ogromny i
nieoczekiwany dar, który w ludzkich oczach może
wydawać się wręcz "niesłuszny", tak jest obfity.
Stajemy wobec Boga, który zna nasze grzechy, nasze
zdrady, nasze zaparcia się, naszą nędzę. A przecież
jest tutaj, oczekuje nas, by ofiarować się nam w
całości, by nas podnieść. (Miłosierdzie to imię
Boga)
o. Grzegorz Kramer, jezuita
Pukanie do drzwi
Zadajcie sobie pytanie: ile razy Jezus jest wewnątrz
i puka do drzwi, aby wyjść, wyjść na zewnątrz, a my
nie dajemy mu wyjść z powodu różnych naszych
zabezpieczeń, bo wiele razy jesteśmy zamknięci w
nietrwałych strukturach służących jedynie temu, aby
nas zniewolić, a nie czynić nas wolnymi dziećmi
Bożymi? (Spotkanie z ruchami katolickimi i
stowarzyszeniami laikatu)
o. Wojciech Żmudziński, jezuita
Radość
Nigdy nie bądźcie ludźmi smutnymi, nie poddawajcie
się zniechęceniu. (Homilia wygłoszona podczas
uroczystości Niedzieli Palmowej na placu św.
Piotra w 2013 r.)
Anna Dymna, aktorka
Raban
Chcę, byście poszli na ulice robić raban. Chcę
rabanu w waszych diecezjach. Chcę, żeby Kościół
wyszedł na ulice. Żeby odrzucił ziemską powłokę,
wygodę, klerykalizm. (Światowe Dni Młodzieży w
Rio)
Aleksandra Klich, redaktorka naczelna "Magazynu
Świątecznego Gazety Wyborczej"
Starość
Wrażliwość na osoby starsze jest istotną cechą
cywilizacji. Cywilizacja będzie się rozwijała,
jeśli potrafi szanować rozsądek, mądrość osób
starszych. (Amoris laetitia)
Halina Bortnowska, teolożka
Szukanie
Nasze życie nie zostało nam dane jako libretto, w
którym wszystko zostało napisane, ale jest
wyjściem, chodzeniem, czynieniem, szukaniem,
oglądaniem. Trzeba wejść w przygodę poszukiwania
spotkania oraz pozwolić się szukać i spotkać Bogu.
(Rozmowa z o. Antonio Spadaro)
prof. Stanisław Obirek, teolog, publicysta
Ubodzy
Pragnę Kościoła ubogiego dla ubogich. Oni mogą nas
wiele nauczyć. Trzeba, abyśmy wszyscy pozwolili
się przez nich ewangelizować. Nowa ewangelizacja
jest zaproszeniem do uznania zbawczej mocy ich
egzystencji i do postawienia jej w centrum drogi
Kościoła. Jesteśmy wezwani do odkrycia w nich
Chrystusa, do użyczenia im naszego głosu w ich
sprawach, ale także do bycia ich przyjaciółmi,
słuchania ich, zrozumienia ich i przyjęcia
tajemniczej mądrości, którą Bóg chce nam przekazać
przez nich. (Evangelii gaudium)
abp Vincenzo Paglia, przewodniczący Papieskiej
Rady ds. Rodziny
Uchodźca, mój brat
Ten, kto tak jak wy uciekł ze swojej ziemi z
powodu ucisku, wojny, natury zniekształconej przez
zanieczyszczenia i pustynnienie czy
niesprawiedliwego rozdziału zasobów planety jest
bratem, z którym trzeba dzielić się chlebem,
domem, życiem. Wybaczcie zamknięcie i obojętność
naszych społeczeństw, które obawiają się zmiany
życia i mentalności, jakiej wymaga wasza obecność.
Traktowani jak ciężar, problem, koszt, jesteście
tymczasem darem. (Z orędzia do Centrum Astalli, rzymskiego
ośrodka pomocy dla uchodźców, z okazji 35.
rocznicy powstania).
Róża Thun, europosłanka, PO
Ulica
Wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i
brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z
powodu zamknięcia się i wygody z przywiązania do
własnego bezpieczeństwa. Nie chcę Kościoła
troszczącego się o to, by stanowić centrum, który
w końcu zamyka się w gąszczu obsesji i procedur.
Jeśli coś ma wywoływać święte oburzenie, niepokoić
i przyprawiać o wyrzuty sumienia, to niech będzie
to fakt, że tylu naszych braci żyje pozbawionych
siły, światła i pociechy z przyjaźni z Jezusem
Chrystusem, bez przygarniającej ich wspólnoty
wiary, bez perspektywy sensu i życia. Mam
nadzieję, że zamiast lęku przed pomyleniem się
będziemy kierować się strachem przed zamknięciem
się w strukturach dostarczających nam fałszywej
ochrony, lękiem przed przepisami czyniącymi nas
nieubłaganymi sędziami, lękiem przed
przyzwyczajeniami, w których czujemy się spokojni,
podczas gdy obok nas znajduje się zgłodniała
rzesza ludzi, a Jezus powtarza nam bez przerwy:
"Wy dajcie im jeść!" (Mk 6, 37). (Evangelii
gaudium)
o. Tomasz Dostatni, dominikanin
Upadek
Gdy odwiedzam więzienie, myślę: dlaczego oni, a
nie ja. Ich upadek mógł być moim. Nie czuję się
lepszy od nich. (Wywiad dla "La Voz del Pueblo")
Bogdan Białek, szef miesięcznika "Charaktery",
społecznik
Wątpliwość
Jeśli ktoś mówi z całkowitą pewnością, że spotkał
Boga, i nie ma nawet cienia wątpliwości, to nie
jest w porządku. Dla mnie to istotny klucz. Jeśli
ktoś ma odpowiedzi na wszystkie pytania, oto
dowód, że Bóg nie jest z nim. To dowód, że jest
fałszywym prorokiem, który używa religii do swoich
celów. Wielcy przewodnicy ludu Bożego, tacy jak
Mojżesz, zawsze pozostawiali miejsce dla
wątpliwości. (Rozmowa z o. Antonio Spadaro)
Joanna Klimas, projektantka mody
Wspólnota
Potrzebujemy wszyscy uznania podstawowych wartości
naszego wspólnego człowieczeństwa. W ich imię
możemy i musimy współpracować i budować. (Na
Twitterze)
ks. dr Rafał Pastwa; dziennikarz, teolog, poeta,
szef lubelskiej redakcji "Gościa Niedzielnego"
Złudzenie
Ulegamy pokusie wiary, że to my jesteśmy centrum
świata, że nasze życie będzie szczęśliwe, jeśli
będziemy posiadać, mieć pieniądze albo władzę.
Ale to nie jest tak! To fakt, że posiadanie,
pieniądze i władza dają chwile upojenia,
złudzenie szczęścia, ale w końcu okazuje się, że
to one nas mają, a nie my je. Dodajcie Chrystusa
do swojego życia, pokładajcie w nim ufność.
Dodajcie wiarę, dodajcie nadzieję, dodajcie
miłość! (Podczas Światowych Dni Młodzieży w Rio
de Janeiro)
Krzysztof Skórzyński, dziennikarz "Faktów" TVN
Zmiana
W procesie nieustannego rozeznawania Kościół
może także dojść do przekonania, że niektóre
jego zwyczaje nie są bezpośrednio związane z
sercem Ewangelii i - choć niektóre z nich bardzo
zakorzeniły się w historii - dziś nie są
interpretowane tak samo, a ich przesłanie zwykle
nie jest właściwie odbierane. Mogą one być
piękne, ale dzisiaj nie służą już właściwemu
przekazowi Ewangelii. Nie bójmy się dokonać ich
rewizji. Podobnie istnieją normy lub przykazania
kościelne, które mogły być bardzo skuteczne w
innych epokach, ale które nie mają już tej samej
siły wychowawczej jako drogi życia. (Evangelii
gaudium)
ks. Adam Boniecki, redaktor senior, "Tygodnik
Powszechny"
------------------------------------------------
Adam Mickiewicz
Oda do Młodości
Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy;
Młodości! dodaj mi
skrzydła!
Niech nad martwym wzlecę
światem
W rajską dziedzinę ułudy:
Kędy zapał tworzy cudy,
Nowości potrząsa kwiatem
I obleka w nadziei złote
malowidła.
Niechaj, kogo wiek zamroczy,
Chyląc ku ziemi poradlone
czoło,
Takie widzi świata koło,
Jakie tępymi zakreśla
oczy.
Młodości! ty nad poziomy
Wylatuj, a okiem słońca
Ludzkości całe ogromy
Przeniknij z końca do
końca.
Patrz na dół - kędy
wieczna mgła zaciemia
Obszar gnuśności zalany
odmętem;
To ziemia!
Patrz. jak nad jej wody trupie
Wzbił się jakiś płaz w
skorupie.
Sam sobie sterem,
żeglarzem, okrętem;
Goniąc za żywiołkami
drobniejszego płazu,
To się wzbija, to w głąb
wali;
Nie lgnie do niego fala, ani on do fali;
A wtem jak bańka prysnął o
szmat głazu.
Nikt nie znał jego życia,
nie zna jego zguby:
To samoluby!
Młodości! tobie nektar
żywota
Natenczas słodki, gdy z
innymi dzielę:
Serca niebieskie poi wesele,
Kiedy je razem nić powiąże
złota.
Razem, młodzi
przyjaciele!...
W szczęściu wszystkiego są
wszystkich cele;
Jednością silni, rozumni
szałem,
Razem, młodzi
przyjaciele!...
I ten szczęśliwy, kto padł
wśród zawodu,
Jeżeli poległym ciałem
Dał innym szczebel do
sławy grodu.
Razem, młodzi
przyjaciele!...
Choć droga stroma i
śliska,
Gwałt i słabość bronią
wchodu:
Gwałt niech się gwałtem
odciska,
A ze słabością łamać uczmy
się za młodu!
Dzieckiem w kolebce kto
łeb urwał Hydrze,
Ten młody zdusi Centaury,
Piekłu ofiarę wydrze,
Do nieba pójdzie po laury.
Tam sięgaj, gdzie wzrok
nie sięga;
Łam, czego rozum nie
złamie:
Młodości! orla twych lotów
potęga,
Jako piorun twoje ramię.
Hej! ramię do ramienia!
spólnymi łańcuchy
Opaszmy ziemskie kolisko!
Zestrzelmy myśli w jedno
ognisko
I w jedno ognisko duchy!...
Dalej, bryło, z posad
świata!
Nowymi cię pchniemy tory,
Aż opleśniałej zbywszy się
kory,
Zielone przypomnisz lata.
A jako w krajach zamętu i
nocy,
Skłóconych żywiołów
waśnią,
Jednym "stań się" z bożej mocy
Świat rzeczy stanął na
zrębie;
Szumią wichry, cieką
głębie,
A gwiazdy błękit rozjaśnią
-
W krajach ludzkości jeszcze noc głucha:
Żywioły chęci jeszcze są w
wojnie;
Oto miłość ogniem zionie,
Wyjdzie z zamętu świat
ducha:
Młodość go pocznie na
swoim łonie,
A przyjaźń w wieczne
skojarzy spojnie.
Pryskają nieczułe lody
I przesądy światło ćmiące;
Witaj, jutrzenko swobody,
Zbawienia za tobą słońce!
-------------------------
PAPIEŻ FRANCISZEK DO MŁODYCH NA BŁONIACH 28
LIPCA 2016
Drodzy młodzi, dzień
dobry!
Wreszcie się spotykamy!
Dziękuję za to gorące powitanie! Dziękuję
kardynałowi Dziwiszowi, biskupom, kapłanom,
zakonnikom, seminarzystom i wszystkim, którzy
wam towarzyszą. Dziękuję tym, którzy
umożliwili dzisiaj naszą obecność w tym
miejscu, którzy się zaangażowali, abyśmy mogli
przeżywać to święto wiary.
Dzisiaj, my
wszyscy razem tutaj, przeżywamy święto
wiary. W ojczystej ziemi św. Jana
Pawła II chciałbym mu podziękować
za to, że wymarzył i dał impuls do tych
spotkań. Towarzyszy nam on z nieba, gdy
widzimy wielu młodych ludzi z tak różnych
narodów, kultur, języków, przybyłych jedynie z
jednego powodu: aby świętować żywą obecność
Jezusa pośród nas. A stwierdzenie, że żyje,
oznacza chęć ponowienia naszego pragnienia
pójścia za Nim, naszego pragnienia, by żyć
żarliwie naśladowaniem Chrystusa. Czy jest
jakaś lepsza okazja, by odnowić naszą przyjaźń
z Jezusem, niż umocnienie przyjaźni między
wami? Czy istnieje jakiś lepszy sposób
umocnienia naszej przyjaźni z Jezusem, niż
dzielenie jej z innymi? Czyż jest lepszy
sposób, by doświadczyć radości Ewangelii, niż
chęć zarażenia Jego Dobrą Nowiną w wielu
sytuacjach bolesnych i trudnych?
To Jezus
nas zwołał na ten trzydziesty pierwszy Światowy
Dzień Młodzieży; to Jezus nam mówi:
"Błogosławieni miłosierni, albowiem oni
miłosierdzia dostąpią". Błogosławieni są ci,
którzy potrafią przebaczać, którzy potrafią
mieć współczujące serce,
którzy potrafią dać innym to, co w nich
najlepszego. Najlepszego, nie to, co im zbywa.
Najlepsze.
Drodzy młodzi, w tych dniach
Polska, ta szlachetna ziemia, przybiera się
świątecznie; w tych dniach Polska chce być
wiecznie młodym obliczem miłosierdzia. Na tej
ziemi, wraz z wami, a także łącząc się z
wieloma młodymi, którzy dzisiaj nie mogą być
tutaj, ale towarzyszą nam za pośrednictwem
różnych środków przekazu, wszyscy razem
uczynimy z tego dnia prawdziwe święto
jubileuszowe. Tego
jubileuszu miłosierdzia.
W ciągu lat
przeżytych jako biskup, mojego biskupstwa,
nauczyłem się jednego: nie ma nic
piękniejszego niż podziwianie pragnień,
zaangażowania, pasji i energii, z jaką wielu
młodych ludzi przeżywa swoje życie. To jest
piękne. A skąd się to bierze, to piękno? Kiedy
Jezus dotyka serca młodego mężczyzny czy
młodej dziewczyny, to są oni zdolni do
naprawdę wielkich dzieł. To budujące -
słyszeć, jak dzielą się swoimi marzeniami,
swoimi pytaniami oraz swoim pragnieniem, by
przeciwstawić się tym wszystkim, którzy mówią,
że nic nie może się zmienić. To ci, których
nazywam "milczkami". Nic
się nie może zmienić. Nie, młodzi mają moc,
żeby się temu przeciwstawić. Niektórzy tego
nie są pewni. Pytam się was, a wy
odpowiedzcie: czy rzeczy można zmienić? To
jest dar z nieba, gdy możemy widzieć, jak
wielu z was, z waszymi pytaniami, stara się
zmieniać istniejący stan rzeczy. To wspaniałe,
piękne, i raduje się moje serce, gdy widzę jak
bardzo jesteście żywiołowi. Kościół dziś na
was patrzy. Więcej powiem - świat dzisiaj na
was patrzy. I chce się od was uczyć, aby
odnowić swoją
ufność w miłosierdzie Ojca, który ma zawsze
młode oblicze i nie przestaje zapraszać nas,
abyśmy należeli do Jego Królestwa, które jest
Królestwem radości,
Królestwem wiecznego szczęścia, Królestwem,
które zawsze prowadzi nas naprzód. Królestwem
zdolnym do umacniania nas w tym, żebyśmy
zmieniali te rzeczy. Pytam: czy rzeczy można
zmienić?
Znając
żarliwość, z jaką podejmujecie misję, śmiem
powiedzieć: miłosierdzie ma
zawsze młode oblicze.
Serce miłosierne
ma bowiem odwagę, by porzucić wygodę; serce
miłosierne potrafi wychodzić na spotkanie
innych, potrafi objąć wszystkich. Serce
miłosierne potrafi być schronieniem dla tych,
którzy nigdy nie mieli domu albo go stracili,
potrafi stworzyć atmosferę domu i rodziny dla
tych, którzy musieli emigrować, jest zdolne do
czułości i współczucia. Serce miłosierne
potrafi dzielić swój chleb z głodnym, serce
miłosierne otwiera się, aby przyjmować
uchodźców oraz imigrantów. Powiedzieć
miłosierdzie wraz z wami, to powiedzieć:
szansa, to powiedzieć przyszłość, powiedzieć
zaangażowanie, powiedzieć zaufanie, powiedzieć
otwartość, gościnność, współczucie, powiedzieć
marzenia. Czy jesteście zdolni do marzeń?
Kiedy serce jest
otwarte, jest zdolne do marzeń, bo jest w nim
miejsce na miłosierdzie. Jest miejsce na
czułość wobec tych, którzy cierpią. Jest
miejsce, by stanąć obok tych, którzy w sercu
nie mają pokoju albo którym brakuje tego, co
potrzebne do życia, lub którym brakuje
najpiękniejszej rzeczy - wiary, miłosierdzia. Razem
to powiedzmy, wszyscy: miłosierdzie!
Chcę wam też wyznać coś innego,
czego się nauczyłem przez te lata. Nie
chciałbym nikogo obrazić, ale napełnia mnie
bólem, kiedy spotykam ludzi młodych, którzy
zdają się być przedwczesnymi emerytami. To
mnie martwi, sprawia mi ból. Młodzi, którym
się wydaje, że przeszli na emeryturę w wieku
23, 24 lat. To mi sprawia ból. Martwi mnie,
gdy widzę ludzi , którzy "odrzucili ręcznik"
zanim rozpoczęli walkę. Którzy się poddali,
kiedy jeszcze nawet nie rozpoczęli gry.
Którzy widzę młodych idących ze smutną twarzą,
tak jak gdyby ich życie nie miało żadnej
wartości. Są to ludzie młodzi zasadniczo
znudzeni i nudni. Nudni, którzy zanudzają
innych. To mi sprawia ból. To trudne, a
zarazem jest dla nas wyzwaniem, kiedy ludzie
młodzi porzucają swoje życie w poszukiwaniu
oszołomienia czy też owego wrażenia, że żyją,
wchodząc na mroczne drogi,
które w końcu zmuszają do zapłaty i to słonej,
wysokiej ceny. Zastanówcie się, pomyślcie o
wielu młodych, tych, których znacie, którzy
taką drogę obrali. Zastanawiające jest, gdy
widzisz młodych, którzy tracą piękne lata
swego życia i swoje siły na uganianiu się za
sprzedawcami fałszywych iluzji. A są tacy -
sprzedawcy fałszywych iluzji. W mojej
ojczyźnie powiedzielibyśmy sprzedawców dymu,
którzy okradają was z tego, co w was
najlepsze. Sprawia mi to ból. Jestem pewny, że
pośród was teraz, dzisiaj tutaj nie ma takich
ludzi, ale chcę wam powiedzieć, że tacy młodzi
ludzie są - młodzi emeryci. Młodzi,
którzy przed walką, przed boksem wyrzucają
ręcznik, odrzucają, młodzi, którzy wchodzą w
fałszywe iluzje, w oszołomienie. I kończą na
niczym.
Dlatego, drodzy przyjaciele,
zgromadziliśmy się, aby pomóc sobie nawzajem,
bo nie chcemy pozwolić, żeby okradziono nas z
tego, co w nas najlepsze, nie chcemy pozwolić,
żeby nas ograbiono z energii, z radości, z
marzeń, dając w zamian fałszywe złudzenia.
Drodzy przyjaciele, pytam was:
czy chcecie dla waszego życia tego
wyobcowującego "oszołomienia", czy też chcecie
poczuć moc, która sprawia, że czujecie się
żywi, pełni? Wyobcowujące oszołomienie czy moc
łaski? Czego chcecie: wyobcowującego
oszołomienia czy mocy łaski? Czego chcecie,
czego pragniecie? By być spełnionym, aby mieć
życie odnowione, odnowione siły - jest jedna
odpowiedź. Jest jedna odpowiedź, której nie
sprzedaje się, której się nie kupi. Odpowiedź,
która nie jest rzeczą, nie jest przedmiotem,
ale jest żywa osobą - nazywa się Jezus
Chrystus. Pytam was: Jezus Chrystus, czy można
Go kupić? Czy Jezusa Chrystusa w sklepach się
sprzedaje? Jezus Chrystus jest
darem, prezentem wręcz Ojca, prezentem naszego
Ojca. Kim jest Jezus Chrystus? Jezus Chrystus
jest darem! Jest darem Ojca!
Jezus
Chrystus jest tym, który potrafi obdarzyć
prawdziwą pasją życia, Jezus Chrystus jest
tym, który prowadzi nas do tego, byśmy nie
zadowalali się byle czym i dawali to, co w nas
najlepsze; to Jezus Chrystus stawia nam
wyzwania, zachęca nas i pomaga nam powstawać
za każdym razem, kiedy uważamy siebie za
przegranych. To Jezus Chrystus pobudza nas do
podniesienia wzroku i do wzniosłych marzeń.
Ojcze, ktoś może powiedzieć, to takie trudne:
marzyć o podniosłych rzeczach. To takie trudne
- wstępować w górę, zawsze iść pod górę. Pod
prąd. Ojcze, ja jestem słaby/słaba. Ja upadam.
Ja się staram, wysilam, ale wiele razy upadam.
Alpiniści, kiedy idą w górę, śpiewają piękną
pieśń, która mówi mniej więcej tak: w sztuce
podchodzenia, wspinania się to, co się liczy,
to nie to, by nie upadać, ale żeby nie zostać
w upadku. Jeśli jesteś słaby, jeśli upadasz,
to popatrz trochę do góry, a tam jest ręka
Jezusa, gotowa, która Ci powie "powstań,
chodź". A jeśli jeszcze raz to zrobię? To
samo. A jeśli jeszcze raz? To samo. A Piotr
kiedyś pytał Pana "Panie, ile razy mam
przebaczać?". "77 razy, czyli zawsze". Ręka
Jezusa zawsze jest gotowa, by nas podnosić,
kiedy upadamy. Czy to rozumiecie?
W Ewangelii słyszeliśmy, że
Jezus idąc do Jerozolimy zatrzymał się w domu
- w domu Marty, Marii i Łazarza - którzy Go
ugościli. Przechodząc, wchodzi do ich domu,
aby z nimi przebywać; obie kobiety przyjmują
Tego, o którym wiedzą, że potrafi się
wzruszyć. Wiele zajęć sprawia, że jesteśmy jak
Marta: aktywni, rozproszeni, zawsze w biegu tu
i tam, ale często jesteśmy też jak Maria: w
obliczu pięknego krajobrazu lub filmiku, jaki
posłał nam na komórkę przyjaciel, zatrzymujemy
się, by pomyśleć, by wsłuchać się. W tych
dniach, Światowych Dniach Młodzieży, Jezus
chce wejść do naszego domu, do twego domu, do
mojego domu. Do serca każdego z nas. Jezus
chce wejść i widzieć nasze niepokoje, nasze
bieganie na wyścigi, jak Marta, i będzie
czekał, aż wysłuchamy Go jak Maria, aż pośród
wszystkiego, co trzeba wykonać, będziemy mieli
odwagę, żeby się Jemu powierzyć. Będą to dni
dla Jezusa, poświęcone na słuchanie się
nawzajem, aby Go przyjąć w tych, z którymi
dzielę dom, ulicę, grupę lub szkołę.
A ten, kto przyjmuje Jezusa,
uczy się kochać jak Jezus. Zatem pyta On, czy
chcemy życia pełnego. A ja w jego imieniu
pytam was: czy chcecie życia pełnego? Zacznij
od tego, byś pozwolił się wzruszyć. Ponieważ
szczęście rodzi się i rozkwita w miłosierdziu:
ono jest Jego odpowiedzią, jest Jego
zaproszeniem, wyzwaniem, Jego przygodą:
miłosierdzie. Miłosierdzie ma zawsze młode
oblicze; podobnie jak oblicze Marii z Betanii,
siedzącej u stóp Jezusa jako uczennica, która
lubi Go słuchać, bo wie, że w tym jest pokój.
Jak oblicze Maryi z Nazaretu, począwszy od Jej
"tak" w przygodzie miłosierdzia, która będzie
nazywana błogosławioną przez wszystkie
pokolenia, nazywana przez nas wszystkich
"Matką Miłosierdzia". Przyzwijmy ją teraz,
razem: Maryjo, Matko Miłosierdzia.
Zatem wszyscy prośmy teraz
Pana, i niech to każdy powtórzy w swoim sercu,
w ciszy: Panie, zaangażuj nas wszystkich w
przygodę miłosierdzia. Zaangażuj nas w
przygodę budowania mostów i burzenia murów,
tak płotów, jak i zasieków. Zaangażuj nas w
przygodę spieszenia z pomocą ubogiemu, temu,
kto czuje się samotny i opuszczony, kto już
nie odnajduje sensu swego życia. Naucz nas
towarzyszyć tym, którzy Cię nie znają i mówić
im, powoli, z wielkim szacunkiem powtarzać
Twoje imię, byś umacniał naszą wiarę. Naucz
nas jak Marię z Betanii słuchania tych,
których nie rozumiemy, tych, którzy pochodzą z
innych kultur, innych narodów, a także tych,
których się boimy, sądząc, że mogą nam
wyrządzić zło. Spraw, abyśmy skierowali nasze
spojrzenie, jak Maryja z Nazaretu podczas
nawiedzenia Elżbiety, żebyśmy to spojrzenie
skierowali ku naszym seniorom - ludziom w
podeszłym wieku, dziadkom, aby nauczyć się ich
mądrości. Pytam was: rozmawiacie z waszymi
dziadkami? Poszukajcie waszych dziadków. Oni
mają mądrość życia, oni wam powiedzą rzeczy,
które poruszą wasze serca.
Panie, oto jesteśmy! Poślij
nas, byśmy dzielili się Twoją Miłością
Miłosierną. Chcemy Ciebie przyjąć podczas tych
Światowych Dni Młodzieży, chcemy potwierdzić,
że życie jest pełne wówczas, gdy przeżywamy je
wychodząc z miłosierdzia, od miłosierdzia, i
że to jest ta najlepsza cząstka, najsłodsza
część, której nigdy nie będziemy pozbawieni.
---------------------------------------------------
Kobieta z boskim czadem ceruje świat
Moim marzeniem jest, żeby
świat był piękny. Nudne, nie? Ale tak
jest naprawdę.
Błażej Strzelczyk,
Piotr Żyłka 27.08.2016
01:09 A A A

Siostra
Małgorzata Chmielewska (Fot.
Mateusz Skwarczek / Agencja
Gazeta)
Mam wizję Polski
fundamentalnie katolickiej. Czyli
przy jednym stole siedzą
inteligenci z Krakowa, Ukraińcy,
ksiądz alkoholik, uchodźca z
Syrii, muzułmanin. Z siostrą
Małgorzatą Chmielewską rozmawiają
Błażej Strzelczyk i Piotr Żyłka.
Błażej
Strzelczyk, Piotr Żyłka:
Czyli jednak dawać.
Siostra Małgorzata
Chmielewska: Oczywiście.
A jeśli żebrzą dla mafii?
- Jeśli temu romskiemu
dzieciakowi z harmonią,
który zakłóca wasz spokój w
kawiarni, nie dacie 2
złotych, to możecie być
pewni, że on wróci do domu i
dostanie wpierdol, bo nie
przyniósł zarobku. Wy
będziecie mieli czyste
sumienie?
Dając mu pieniądze,
przykładamy rękę do biedy.
- A nie dając mu pieniędzy,
przykładacie rękę do tego,
że on dostanie - w
najlepszym wypadku - lanie.
Żeby zmienić całą tę
sytuację, trzeba wejść w ich
kulturę, rodzinę, zobaczyć,
jakie są tam zależności, kto
kogo wyzyskuje. To nie jest
proste. I lepiej nie robić
tego w pojedynkę.
"Nie daję biedakom, bo
oni zarabiają całkiem niezłe
pieniądze" - mówią
niektórzy.
- I mają rację. Jeśli
żebranie jest zawodem, to
trzeba powiedzieć, że to
jest cholernie ciężka praca.
Czyli to jest w porządku,
że na ulicy są żebracy?
- Nie, to jest skandal, że w
2016 roku w cywilizowanej
podobno Europie są ludzie,
którzy nie mają co jeść,
mieszkają w domach z dykty
na podmiejskich działkach i
muszą prosić o podstawowe
rzeczy do życia. To jest
skandal.
Ubogich nie
ma w programie. Rozmowa z
siostrą Małgorzatą
Chmielewską
I co z tym zrobić?
- Opowiem wam historię
mojego przyjaciela Damu -
Rumuna, którego przyjęliśmy
już dawno temu do domu w
Brwinowie. Damu wprowadził
się z dwunastką dzieci i
żoną. Jeden z dzieciaków
miał wodogłowie, jeden
delikatny niedowład.
Zaczęliśmy się zapoznawać,
ustalać zasady pobytu w domu
itd. Mówię więc: "Damu, ale
zasada jest jedna, dzieci
nie żebrzą, będą się uczyć".
Damu na to tak: "Pani
siostra dać mi pracę, dzieci
nie będą żebrać". Niestety,
"pani siostra" nie miała
akurat żadnej pracy dla Damu,
więc ustaliliśmy, że dzieci
żebrzą do obiadu, a po
obiedzie się uczą. Uczciwie?
Przede wszystkim
kontrowersyjnie.
- Myślę, że te domy dla
biedaków, które budujemy od
lat, udaje się utrzymać,
dlatego że przed każdym
nakazem, zakazem i kurtuazją
widzimy najpierw człowieka.
To on jest najważniejszy.
Wiecie, jak ksiądz Jacek,
który mieszka z nami w
Zochcinie, przekonał
niedawno biedaka, żeby
jednak został w domu, a nie
szlajał się po wsi?
Jak?
- Wystarczyła codziennie
czarna kawa i paczka
papierosów. Jacuś zapewnił
biedaka, że tu, w naszym
domu, będzie zawsze miał
mocną kawę i szlugi. I chłop
siedzi z nami, ma się
dobrze, pracuje, powoli
staje na nogi.
Po co siostra to robi?
- Ale co?
Adoptuje siostra dzieci,
zanurza się w cierpieniu,
naraża życie, mieszka z
biedakami.
- Bo mi się świat cholernie
nie podoba.
Dlaczego?
- Ulegamy pokusie, w której
ważniejsze staje się dla nas
nie to, żeby wszystkim żyło
się w miarę dobrze, tylko
żebyśmy my sami mieli
bogactwo, powodzenie i
poczucie bezpieczeństwa.
Świat mi się nie podoba, bo
za dużo jest w nim egoizmu,
a za mało empatii.
Pan Bóg coś schrzanił
przy jego tworzeniu?
- Bóg? W żadnym wypadku. To
nie Bóg wymyślił cierpienie
i śmierć. Bóg dał nam życie,
tylko człowiek okazał się
niedostatecznie zdolny, żeby
to przyjąć. Powodem tego, że
jest zło na świecie, jest
grzech pierworodny. Wtedy,
gdy ten grzech pierworodny
się wydarzył, zachorowała
nasza wolność.
Bieda wynika z grzechu?
- Wynika z cierpienia, ze
słabości, także z
pazerności, chciwości i
zaniedbania.
I co z tym zrobić?
- Trzeba cerować świat.
Tak jak tu, w Nagorzycach.
- Widzicie, właśnie
zjedliśmy obiad. Ile nas
było przy stole?
Dziesięć osób.
- Was dwóch - no,
przepraszam bardzo -
inteligentów z Krakowa. A
poza tym dwaj moi przybrani
synowie. Autyk Artur i
Jasiek, Rom. Tomek, syn
Tamary, mojej przyjaciółki,
z którą prowadzę domy
wspólnoty. Jego narzeczona z
ojcem - Ukraińcy zresztą.
Ksiądz alkoholik. Uchodźca z
Syrii Grzegorz. No i
muzułmanin Marokańczyk. To
jest nasz biedaholding. Taka
republika biedaków, którą
budujemy w Polsce. I to jest
moja wizja Polski
fundamentalnie katolickiej.
Polska fundamentalnie
katolicka?
- Tak. Taka, w której
niewiele krzyczy się o walce
i wieszaniu kogoś na
drzewach, ale taka, w której
posuwamy się na ławce i
żyjemy wspólnie. W której
się siebie nie boimy, a na
świat patrzymy od dołu:
słabi, wykluczeni, chorzy są
dla nas najważniejsi.
Jak do świętokrzyskiej
wioski trafił Abel,
muzułmanin?
- Abel nie jest uchodźcą. To
absolwent uniwersytetu w
Cembrigh. Zna kilkanaście
języków. Mówi we wszystkich
arabskich dialektach. Jakimś
cudem trafił do Polski.
Dostał tu dobrą pracę.
Układał sobie życie, ale
miał jedną wadę: trochę
ciemniejszy kolor skóry,
który nie spodobał się
tutejszym chrześcijanom.
Co się stało?
- Został brutalnie pobity,
otarł się o śmierć.
Skąd siostra wie, że to
chrześcijanie?
- Jestem absolutnie pewna,
że panowie, którzy skatowali
Abla, byli kiedyś
ochrzczeni. Więc tak, ten
muzułmanin został prawie
zabity przez naszych
pełnokrwistych słowiańskich
chrześcijan.
Co było dalej?
- Stracił wszystko. Ma
poważny uraz kręgosłupa. Żył
chwilę z zasiłku. Wiecie
ile?
Jakieś 700 złotych.
- Trochę ponad 600 zł.
Mieszkał w mieszkaniu
socjalnym, w którym trzeba
było palić węglem, a że Abel
nie może dźwigać, to zimami
okrutnie marzł. Ostatecznie
go z tego mieszkania
eksmitowano. Leki Abla były
droższe niż zasiłek, więc
zaczęły się długi za
czynsze. Trafił na ulicę.
I później do Nagorzyc.
- Bardzo mu ufam. Gdy muszę
gdzieś wyjechać, to Artura
zostawiam pod jego opieką.
A kim jest Artur?
- To mój autystyczny
przybrany syn. Na początku
lat 90., kiedy powstawały
pierwsze domy Wspólnoty
Chleb Życia, wychodziliśmy
do warszawskich melin, żeby
wciągać ludzi z bezdomności.
W jednej z nich zobaczyliśmy
niemowlaka. Leżał nago na
tapczanie. Wokół walały się
puste butelki, a nad nim
wisiały spalone ubranka.
Zabraliśmy go do domu. Po
pewnym czasie zgłosiła się
jego matka - Gosia. Była w
ciągu alkoholowym i
zorientowała się, że syn
zginął. Chciała go odzyskać.
Warunek był jeden:
powiedziałam, że jeśli go
chce, to może zamieszkać
razem z Arturem w naszym
domu, tylko to on powinien
wybrać. Gdy Artur zobaczył
ją, od razu zaczął płakać.
Gosia zniknęła z jego życia,
a Artur został z nami.
Jestem formalnie jego
adopcyjną matką.
Artur jest chory.
- Ma ataki padaczki. Jest
też chory na autyzm. Żyjemy
razem już 30 lat.
Na Światowych Dniach
Młodzieży jechaliście
tramwajem razem z
Franciszkiem.
- Ale to była historia. Nie
mówiliśmy Arturowi, gdzie
się wybieramy, bo wiemy, że
on potrafi wariować.
Zwłaszcza na punkcie
papieża. Kocha go nad życie.
Ale z rozmów między
domownikami zorientował się,
co jest grane. W dniu
wyjazdu do Krakowa zerwał
się o świcie i mówi: "Myjemy
się. Artur do papieża". Już
w samochodzie Artur
pokrzykiwał trochę na głos
GPS: "Wujek, prowadź, Artur,
papież, tramwaj".
Ostatecznie udało się
dojechać.
Papież dołączył do
tramwaju na Franciszkańskiej
3.
- A razem z nim tłum
dziennikarzy i borowców. No
więc najważniejsi ludzie,
czyli Franciszek i osoby
niepełnosprawne, byli trochę
niezauważeni. Nie było wiele
czasu i miejsca na
serdeczności. Papież
oczywiście podszedł do
Artura i go pobłogosławił.
Dla niego to było, rzecz
jasna, za mało, więc mój
czujny synek nie dał za
wygraną. Z autystycznym
dzieckiem jest tak, że
potrzebuje czasu, zanim coś
załapie. Artur zorientował
się, że zwykłe
błogosławieństwo to za mało,
więc podszedł do Franciszka
i pociągnął go za sutannę.
Jakby chciał powiedzieć: -
No co jest? Tylko tyle?
Papież się odwrócił i padli
sobie serdecznie w ramiona.
Mina Artura - wniebowzięcie.
A siostra rozmawiała z
papieżem?
- Nie chciałam mu zabierać
czasu, tak żeby zajął się
głównie spotkaniem z
niepełnosprawnymi.
Wymieniliśmy tylko
pojednawcze spojrzenie.
To była papieska
pielgrzymka inna niż
wszystkie.
- Bo Franciszek nie
przebiera w środkach. Mówi
do nas z grubiej rury i
trochę stara się wytrącić
nas z równowagi.
Co to jest kultura
odrzucenia? Papież mówił o
niej w szpitalu w
Prokocimiu.
- To jest świat, w którym my
wszyscy żyjemy. Świat
konsumpcyjny, w którym
wykorzystuje się słabych.
Żyjemy w kulturze, w której
słabych spycha się poza
nawias. Tych, którym źle się
żyje, nie włącza się w życie
społeczne, gospodarcze i
kulturalne.
Żyjemy w świecie
rozwarstwionym.
- Wyróżniam cztery
kategorie. W pierwszej są
ludzie żyjący ponad
wszelkimi systemami. To jest
niewielka grupa miliarderów,
którzy żyją ponad
strukturami państwowymi:
szefowie wielkich
korporacji, banków, część
polityków itd. Druga
kategoria to grupa średnia,
która sobie radzi. Oby w
Polsce było ich jak
najwięcej, bo to oni tak
naprawdę ciągną gospodarczo
kraj. To są ludzie, których
stać na wiele rzeczy, którzy
się nie muszą troszczyć o
to, co włożą do garnka, mogą
dobrze wyedukować swoje
dzieci itd. Trzecia to grupa
ludzi, którzy balansują na
granicy, którzy nie są
głodni, funkcjonują w
systemie, stać ich na to, by
pójść co jakiś czas do kina,
których dzieci nie mają
kompleksów, bo mają ubrania,
ale to są ludzie, którzy
żyją od pierwszego do
pierwszego, skromnie, ale
żyją. I czwarta grupa, która
jest w każdym
społeczeństwie, to są
wykluczeni, słabi, bezradni,
biedacy, bezdomni.
I co z nimi?
- Najłatwiej jest ich nie
zauważać. Zepchnąć na
margines.
Dlaczego to robimy?
- Bo tak jest prościej. Żeby
słabych włączyć w nasze
codzienne życie, trzeba się
podzielić. Podzielić, czyli
oddać coś z siebie. To nie
jest proste, więc łatwiej
ich odrzucić. W naszych
społeczeństwach zapewniamy
im takie minimum, żeby nam
nie było wstyd, że umierają.
No bo powiedzcie: czy da się
przeżyć za 640 złotych?
Nie da się.
- No a przecież tyle wynosi
stały zasiłek.
Czemu tak jest?
- Bo takich mamy rządzących.
Jak człowiek chory i
niepełnosprawny może przeżyć
za takie pieniądze? I
problem jest jeden: mój
Artur i cała rzesza
niepełnosprawnych nie pójdą
pod Sejm i nie zaczną
krzyczeć, domagając się
lepszych warunków.
To wina polityków?
- Także polityków. W
świecie, w którym żyjemy,
nie ma miejsca na ludzi z
marginesu. A czym kierują
się politycy? Przecież
zależy im na popularności i
myśleniu, jak sprawić, żeby
wygrać kolejne wybory. To
dotyczy nie tylko
wykluczonych -
niepełnosprawnych. Ale także
da się zauważyć, że światowi
politycy skręcają w
radykalną stronę, w której w
ogóle nie myśli się o
słabszych.
Andrzej Stasiuk,
odbierając Austriacką
Nagrodę Państwową w
dziedzinie literatury,
mówił: "Im bardziej się
boimy, tym większych tchórzy
wybieramy. Poświęcą
wszystko, by władzy nie
utracić. Nie potrafią nic
innego. Sami są pełni lęku,
więc skutecznie odczytują,
przewidują i generują
nasze".
- Dokładnie tak jest. Tylko
ja nie muszę powoływać się
na Andrzeja Stasiuka. Kilka
tygodni temu był w tym kraju
Franciszek, który mówił
dokładnie w tym duchu. Co to
znaczy, żebyśmy wstali z
kanapy? Otóż papież strofuje
nas, a w zasadzie was,
młodych, i mówi, żebyście
ten świat zmieniali,
żebyście nie oddali swojego
strachu tchórzliwym
politykom. Bo najłatwiej
jest zarządzać ludźmi,
którzy właśnie siedzą na
kanapach i mówią, że taki
świat, jaki jest, im się
podoba.
Gdzie w tym wszystkim
Kościół?
- Wbrew temu, co można
usłyszeć w wielu mediach,
Kościół pełni swoją funkcję.
Przypominam, że Kościół to
także Szymon Hołownia, który
niesie pomoc ludziom w
Afryce. Założył fundację,
zbiera pieniądze i buduje
szkoły i szpitale w Kasisi w
Afryce. Jest też Janka
Ochojska prowadząca pomoc
humanitarną, w Syrii pracuje
Polska Akcja Humanitarna,
ciągle prowadzone są zbiórki
pieniędzy na wiercenie
studni w Sudanie. To jest
pomoc realna. Również my
budujemy domy dla osób
potrzebujących pomocy.
Wobec kryzysu uchodźczego
wielu duchownych milczy.
- Znam takich, którzy mówią
rzeczy stanowcze. Abp
Gądecki, przewodniczący
polskiego Episkopatu,
jeszcze przed Franciszkiem
zaproponował, by każda
parafia przyjęła uchodźców.
Dużą robotę w tej dziedzinie
wykonuje bp Krzysztof
Zadarko, który nie tylko
mówi o przyjmowaniu
uchodźców, ale też jeździ do
Syrii i miejsc, gdzie ludzie
cierpią, organizuje zbiórki
na rzecz uchodźców. Caritas
proponuje korytarze
humanitarne. Takich akcji
można wymieniać dużo.
Można też wymienić ks.
Jacka Międlara, który ma
całkowicie inne podejście do
uchodźców.
- Nawoływanie do nienawiści
nie jest, nigdy nie było i
nie będzie twarzą
chrześcijaństwa. Podstawowym
błędem jest życie w
przekonaniu, że Kościół jest
prawicowy. Oczywiście wielu
ludzi Kościoła poszło o krok
za daleko i przesadnie
zaangażowało się w politykę,
popierając jedno albo drugie
ugrupowanie polityczne. Mają
do tego prawo, ale ono się
kończy, gdy ktoś chce
zapisać cały Kościół do
jakiejś partii politycznej.
To samo tyczy się
przesadnego strachu wobec
ludzi uciekających przed
wojnami.
Wśród muzułmanów mogą być
terroryści. Może powinniśmy
pomagać tylko chrześcijanom?
- Mamy pomagać wszystkim.
Jeżeli francuskie i
belgijskie służby dały
ciała, przez lata tolerując
rodzący się terroryzm na
swoim terenie, to był błąd.
Sytuacja tych krajów jest
zupełnie inna niż sytuacja
Polski. To są kraje
postkolonialne, mają
całkowicie inną historię. A
my po to płacimy naszym
służbom, żeby pracowały.
Oczywiście tragedii nie da
się całkowicie wykluczyć. I
mówił o tym także Franciszek
w samolocie, gdy wracał z
Krakowa do Rzymu. Został
wówczas zapytany, dlaczego
nie mówi o przemocy
stosowanej przez wyznawców
islamu. Odpowiedział
wówczas, że w takim razie
musiałby mówić także o
przemocy stosowanej przez
chrześcijan. To jest jakiś
absurd, że boimy się ludzi z
Bliskiego Wschodu. W naszych
domach najwięcej problemów
jest ze słowiańskimi
chrześcijanami.
Pojawiają się zarzuty, że
Franciszek jest lewicowy.
- To samo mogą powiedzieć o
Chrystusie. Franciszek
niewiele różni się od
Chrystusa. Jeśli Franciszek
jest lewicowy, to trzeba
powiedzieć, że Chrystus też.
To jest absurd. Ewangelia
nie jest ani lewicowa, ani
prawicowa. Przestańmy używać
takich terminów jak
lewicujący i prawicujący.
Ewangelia mówi swoje. Jak
ktoś chce nazywać to lewicą
czy prawicą, to mam to
gdzieś. Od samego początku
Kościół troszczył się o
wykluczonych - sieroty i
wdowy - pierwsi
chrześcijanie sprzedawali
wszystko, rozdawali ubogim.
Troska o to, żeby najsłabsi
nie byli wykluczeni ze
wspólnoty, była od początku
troską pierwszych
chrześcijan. To, co
Franciszek mówił do młodych
w Krakowie, było wezwaniem
do rewolucji: taki świat, w
którym jest głód, nędza,
wykluczenie, świat wojen,
korupcji, przemocy i
niesprawiedliwości, nie może
wam się podobać! Wstańcie i
zróbcie z tym coś!
Rewolucji? Takiej z
gniewem i koktajlami
Mołotowa?
- Nie da się zaprowadzać
pokoju przez przemoc. To
jest durna wizja świata.
Matka Teresa z Kalkuty
mówiła, że nigdy nie
mieszała się do tego, co
powinny albo nie powinny
robić rządy. Zamiast
marnować czas na takie
kwestie, mówiła: "Pozwólcie
mi zrobić coś teraz. Do
jutra nasi ludzie mogą
umrzeć".
Katolicy mają wyjść na
ulice?
- Pamiętam, że Pius X,
jeszcze jako wikary, brał
udział w demonstracjach
robotniczych. Nie chodziło
mu o to, żeby podburzać
ludzi, ale żeby być z nimi.
Nie robił tego w imię
wyższości jakiegoś narodu
nad innym. Robił to, bo
troszczył się o słabszych.
Nigdy nie podjudzał, raczej
tonował emocje i wzywał do
pokojowego rozwiązywania
konfliktów.
Na demonstracje chodziła
też Dorothy Day, Amerykanka,
założycielka Catholic Worker,
trwa jej proces
beatyfikacyjny.
- Taki był jej charyzmat.
Podobnie jak jednego z braci
z naszej Wspólnoty, który
brał udział w demonstracjach
robotniczych w Peru. On
dzięki temu, że był na
ulicy, powstrzymał żołnierzy
przed rzezią.
Papież wzywa do zmian.
- Mówi, żebyśmy się ruszyli.
Że z samego wzruszenia nie
ma żadnych efektów. Ludzie,
którzy żyją w miejscach
konfliktów zbrojnych, nie
potrzebują naszego
współczucia, potrzebują
naszej gotowości do
niesienia pomocy.
Jak?
- Wystarczy rozejrzeć się
wokół. Przyjaźnię się z
Janką Ochojską. Ostatnio
spotkałyśmy się na
Woodstocku i doszłyśmy do
wniosku, że ona robi w
hurcie, a ja w detalu. To
znaczy ona, budując studnie
w Sudanie, dba o całą
wioskę. Ja natomiast pomagam
tu, na miejscu. Oczywiście
to jest tak, że jak teraz
wyjdziemy na ulicę i
zaczniemy karmić
pojedynczych ludzi, to nie
sprawimy, że głód całkowicie
zniknie z ziemi. Ale możemy
być pewni, że ten jeden
człowiek zaśnie najedzony. I
to jest już istotny wkład w
zmianę świata.
Jak rozmawiać z ludźmi na
ulicy?
- Najpierw musicie ich
pytać, czego naprawdę
potrzebują. Nie bądźcie
mądrzejsi od nich.
Spróbujcie poznać ich
sytuację, czego na ten
moment potrzebują. Będą
chcieli herbaty, ciepłego
śpiwora. Ale być może
potrzebują też wyjścia do
zoo, żeby się chwilę
pośmiać, uwierzyć w siebie i
zobaczyć, że istnieje inny
świat, że ten świat może być
tak czy inaczej osiągalny.
Na poznanie ich potrzeb
potrzebujecie czasu. To nie
jest tak, że powiesz
człowiekowi: masz być teraz
mądry, dobry, sprawny.
Możecie się schować z takim
pomaganiem. Bo co? Jak się
wam powie, że macie teraz
namalować "Panoramę
Racławicką", to choćbyście
mieli najlepsze motywacje na
świecie, wymalujecie
jakiegoś gniota, jeśli w
ogóle się do tego
zabierzecie.
Siostra jest szczęśliwa?
- Cóż to za pytanie.
Od lat siostra żyje z
biedakami, można mieć dość.
- Nie bez powodu
zatytułowaliśmy naszą
książkę "Sposób na
(cholernie) szczęśliwe
życie". Tu jest dom
wariatów. Świrus Artur biega
wokół i wykrzykuje coś w
swoim języku. Ksiądz Jacek
pali marlboro z biedakiem,
który kilka dni temu spał na
dworcu. Jest wesoło. W tej
szarej codzienności takich
zwariowanych wydarzeń mamy
bardzo wiele, tylko trzeba
je zauważyć. Poza tym trzeba
mieć dystans i poczucie
humoru, tu nie ma innej
drogi. Jeśli nie masz, to
musisz się nauczyć, i to
szybciutko. Inaczej życie
cię zmiecie. I nie traktować
siebie zbyt serio. A żeby
się nie traktować zbyt
serio, trzeba zahaczyć o
Kościół. Wtedy człowiek się
zobaczy we właściwych
proporcjach.
Ale nie jest tylko
wesoło.
- Oczywiście to nie jest
tak, że uodporniamy się na
biedę. Ciągle zdarzają się
chwile, gdy ręce opadają. Ma
się dość durnych systemów
politycznych, które nie
widzą człowieka, tylko
paragrafy. Ma się dość, gdy
przez lata inwestuje się w
biednych ludzi, a efekty nie
są natychmiastowe. Tylko że
ja nie jestem zwolenniczką
etyki pragmatycznej. Że
skoro od razu nie widać
efektów, to trzeba dać sobie
spokój. Na tym polega
przyzwoitość, że nawet jeśli
trzeba poświęcić więcej
pracy, a efektów nie widać
od razu, to i tak trzeba to
robić. To jest przyzwoitość.
O czym siostra marzy?
- Niezwykle przyziemnie
marzę. Marzę, żeby ludzie
żyli w pokoju, żeby nie było
cierpienia, żeby ludzie byli
szczęśliwi. Przyziemne
marzenia, tu już konkretnie,
żeby nam się udało zrobić
tak, żeby przynajmniej w
najbliższej okolicy ludzie
mieli co jeść i gdzie spać,
żebyśmy mogli wybudować dom,
bo jest taka potrzeba, żeby
dzieci moje były szczęśliwe,
bliscy moi, mieszkańcy. To
są takie marzenia.
A dla siebie?
- No to jest dla mnie, to
jest dla mnie. Moim
marzeniem jest, żeby świat
był piękny. Nudne, nie? Ale
tak jest naprawdę.
Błażej Strzelczyk,
dziennikarz "Tygodnika
Powszechnego".
Piotr Żyłka, redaktor
naczelnym portalu
DEON.PL
Małgorzata Chmielewska
Siostra zakonna, przełożona
Wspólnoty Chleb Życia.
Zdaniem Jerzego Owsiaka
"kobieta ogień", Muńka
Staszczyka - "kobieta z
boskim czadem".
Już w wieku dziesięciu lat
została "ekskomunikowana" -
z lekcji religii, bo
zadawała za dużo pytań.
Angażuje się społecznie od
lat 80. W latach 90.
organizowała na warszawskim
dworcu wigilie dla
bezdomnych. Prowadziła
pierwszy w wolnej Polsce dom
dla samotnych matek. Przez
ostatnie 25 lat mieszkała z
biedakami.
Codziennie mierzy się z
prawdziwymi dramatami.
Mawia, że na miłość nie da
się zrobić biznesplanu, że
miłość powinna być nieco
stuknięta, bo inaczej jest
nudno. Od lat burzy
stereotypy i podbija serca
Polaków swoją szczerością.
Prowadzi domy dla
bezdomnych, chorych,
samotnych matek oraz
noclegownie dla kobiet i
mężczyzn. Osoby wykluczone
próbuje przywrócić do
społeczności poprzez
stworzenie dla nich miejsc
pracy. Dlatego powołała
specjalne manufaktury, w
których pracują osoby
bezdomne i chore. Jest
adopcyjną matką piątki
dzieci, w tym
niepełnosprawnego Artura, z
którym mieszka w Nagorzycach,
wiosce w województwie
świętokrzyskim. O domach
Wspólnoty, w których
mieszkają biedacy, mówi "biedaholding".
Nakładem wydawnictwa WAM
ukazała się właśnie jej
książka

"Sposób na (cholernie)
szczęśliwe życie"
Małgorzata Chmielewska
WAM
-------------------------------------------
Fińska szkoła
to już niemal synonim
świetnego systemu edukacji. Ale jak oni to
robią?
Uczniowie
nie zakuwają po nocach, mają najdłuższe
wakacje, nie zdają stresujących
egzaminów i wchodzą w dyskusje z
nauczycielami, którzy też robią, co
chcą. Finowie byli w czołówce w
międzynarodowych testach PISA, ale
zamiast spocząć na laurach, zreformowali
program nauczania. Bo, jak mówią, szkoła
musi przygotować dzieci do życia we
współczesnym świecie.
Małe miasteczko
gdzieś na północy Finlandii. Za
budynkiem szkoły, w której uczy się 50
uczniów, jest podwórze zarośnięte
wysokimi trawiastymi roślinami. W czasie
przerw dzieciaki uwielbiają się tam
bawić w chowanego i robić kryjówki.
Pewnego dnia jeden z uczniów
zainteresował się, co to są za rośliny i
właściwie po co one tam rosną. Zapytał
nauczyciela. - I od tego pytania
zrodzonego z dziecięcej ciekawości
rozpoczął się całoroczny,
interdyscyplinarny projekt - mówi
"Wyborczej" Arja- Sisko Holappa, doradca
ds. edukacji w
Krajowej Radzie Edukacji.
Badania zamiast wkuwania
Żeby dowiedzieć
się więcej na temat tego gatunku roślin,
na początek uczniowie wybrali się do
biblioteki. Wyszukali też informacje w
internecie. Zaprosili eksperta i artystę
rzemieślnika, żeby opowiedzieli im, do
czego te rośliny służą i co można z nich
wykonać. Następnie sami spróbowali
swoich artystycznych sił. Uczniowie
uczyli się robienia samodzielnych
notatek, zdjęć, pisali dziennik,
tworzyli portfolio. Zrobili też własną
stronę WWW z informacjami i opisem
swoich doświadczeń - zdobyli więc
umiejętność zakładania i prowadzenia
strony internetowej.
Prowadzenie
projektów opartych na badaniu zjawisk
jest jednym z najważniejszych założeń
nowego fińskiego programu nauczania,
który wszedł w życie z początkiem
bieżącego roku szkolnego. Każda klasa
będzie musiała zrealizować przynajmniej
jeden w ciągu roku. - Prowadząc taki
projekt, uczniowie zamieniają się w
badaczy. Mają dużą autonomię. Sami
wymyślają temat i co chcą w nim zgłębić.
W grupie planują kolejne działania. Uczą
się współpracy i krytycznego myślenia.
Po zebraniu wszystkich danych
przygotowują prezentację albo portfolio.
Dzielą się swoją wiedzą - tłumaczy Marjo
Kyllonen, dyrektorka ds. edukacji w
Departamencie Edukacji w Helsinkach.
Rolą nauczyciela jest dopilnowanie, żeby
zbierane informacje były zgodne z
obecnym stanem wiedzy. Nauczyciel
koordynuje prace, wspiera, ale to
uczniowie są odpowiedzialni za projekt.
To, inaczej
mówiąc, holistyczne podejście do
zdobywania wiedzy. Tak jak w życiu, w
którym przecież nie ma przedmiotów. -
Kiedy mamy naukę podzieloną na bardzo
wiele przedmiotów, prowadzi to do
nauczania fragmentarycznego. Uczniom
jest potem bardzo trudno znaleźć
połączenia między na przykład biologią
i matematyką albo
historią i sztuką - mówi Holappa. Ale
tradycyjne przedmioty, przynajmniej na
razie, nadal będą obecne. Zmieni się
podejście nauczycieli do nauczania.
Ucząc fizyki czy historii, muszą
pokazywać, w jaki sposób są powiązane z
innymi naukami, jakie mają zastosowania
w życiu. Nauczyciele, którzy w ciągu
ostatnich lat wprowadzili nowe metody
pracy, mówią, że nie chcieliby wracać do
dawnych, tradycyjnych metod "wykładu".
W kilkunastu
szkołach w Helsinkach pilotażowo
wprowadzony został program uczenia
poprzez badanie zjawisk, który ma
zastąpić wszystkie tradycyjne
przedmioty. Szkoła bez ławek i
podręczników. Nauka może się odbywać
wszędzie, nie tylko w granicach
szkolnych sal. Oczywiście nauczyciele
nadal muszą podążać za wymaganiami
podstawy programowej.
Dotychczasowe
doświadczenia pokazują, że uczenie się
poprzez badanie zjawisk bardziej
motywuje uczniów do nauki. - Zazwyczaj
te projekty w jakiś sposób dotyczą ich
życia, mają dla nich znaczenie, zatem
dzieci same chcą zgłębiać tę wiedzę.
Zaspokajają własną ciekawość. Mają przy
tym poczucie, że zdobywają wiedzę dla
samych siebie, a nie uczą się do szkoły.
Są aktywnymi uczestnikami całego procesu
i są odpowiedzialne za jego przebieg.
Rośnie ich poczucie własnej wartości,
przekonanie, że mogą czegoś dokonać.
Widzą, że nauka może być fajna - mówi
Marjo Kyllonen.
Uczniowie nie są
już przykuci do ławek. Mogą chodzić po
klasie, prowadzić dyskusje, podsuwać
pomysły. Jeśli potrzebują wyciszenia,
mogą znaleźć dla siebie miejsce, w
którym potrafią się skoncentrować.
Sport i szycie, czyli życie
Holistyczne
podejście do uczenia zakłada również
przygotowanie uczniów do życia we
współczesnym społeczeństwie, a więc
rozwijanie innych umiejętności niż tylko
akademickie. Jakich? Choćby -
-umiejętności
uczenia się,
-odpowiedzialności za własną naukę,
-umiejętności
oceniania siebie i swoich postępów,
-zdolności
krytycznego myślenia,
-biegłości w
posługiwaniu się zaawansowanymi
technologiami
(ICT).
Z drugiej strony,
co może dziwić, Finowie dużą wagę
przywiązują do zajęć
praktyczno-technicznych. W nowym
curriculum jeszcze zwiększono ich
liczbę. Odwiedzając szkołę mojej córki,
z zaskoczeniem odkryłam salę wyposażoną
w maszyny do szycia, inną z całym
szeregiem kuchenek czy wreszcie warsztat
do majsterkowania. - Uważamy, że to są
bardzo ważne zajęcia. Przecież to, co
nosimy, ktoś zaprojektował i uszył. W
Finlandii mamy długą tradycję designu,
projektowania ubrań i przedmiotów. Nie
skupiamy się wyłącznie na nauczaniu
akademickim. Umiejętności praktyczne są
potem podstawą do wyboru studiów czy
szkół zawodowych, w których nasi
absolwenci kształcą się na designerów
różnych dziedzin, architektów czy
inżynierów - wyjaśnia Arja- Sisko
Holappa.
Na tym polega
fińskie całościowe podejście do
wychowania i nauczania. Każda dyscyplina
jest ważna: tak samo matematyka, jak
szycie i sport. Celem szkoły jest
dostrzeżenie w każdym uczniu jego
indywidualnych zdolności i umożliwienie
mu ich rozwijania. Jeden może zostanie
znakomitym szefem kuchni, inny fizykiem.
W fińskiej szkole
nauczyciel i uczeń są aktywnymi
uczestnikami procesu uczenia się.
Nauczyciel ma być trenerem, który do
każdego ucznia podchodzi indywidualnie.
Nie mówi mu, czego się ma nauczyć, ale
pokazuje, jak zdobywać wiedzę. Musi
umieć dostrzec, nad czym uczeń powinien
popracować, jaki ma potencjał. - Jeśli
dziecko nie wierzy we własne siły i
postawi poprzeczkę za nisko, rolą
nauczyciela jest pokazanie, że może
więcej. W ten sposób równamy w górę -
mówi Kyllonen.
Rola ucznia też
jest aktywna. Musi brać udział w
procesie uczenia się, planowaniu,
szukaniu informacji, a nawet w ocenianiu
własnych postępów. Rozumieć, dlaczego
się czegoś uczy i jaki jest tego cel. -
Pokazujemy uczniom, w jaki sposób
oceniać własną pracę, ale też postępy
kolegów, a nawet pracę nauczyciela. To
ostatnie jest nowością wprowadzoną w
nowym programie nauczania - dodaje
Kyllonen.
A jak to wygląda w
praktyce? W pierwszej klasie podstawówki
z wykładowym angielskim w Espoo
uczniowie po rozwiązaniu każdego zadania
z matematyki sami decydują, czy są
zadowoleni ze swojej pracy. Każdy
własnoręcznie obok zadania rysuje buźkę:
uśmiechniętą, smutną albo taką sobie.
Nauczycielka podchodzi do każdego
dziecka i wydaje własną opinię. Jeśli te
opinie są rozbieżne, rozmawiają o tym.
W tej samej szkole
w starszych klasach od roku używana jest
aplikacja służąca do oceniania pracy
kolegów. Uczniowie mają do wyboru
dziesięć różnych pozytywnych określeń,
których mogą użyć, na przykład: odważny,
pomysłowy, zabawny, odkrywczy. - Chodzi
o pozytywne wsparcie ze strony klasy. To
i to podobało mi się w twojej pracy, w
tym jesteś dobry. Uczy też krytycznego
myślenia - tłumaczy Sarah Fair,
nauczycielka odpowiedzialna za
wprowadzanie nowego programu nauczania.
Precz z testami!
Stawiając ocenę, nauczyciel dokładnie
wyjaśnia, co za nią stoi. Uczeń musi
dokładnie wiedzieć i rozumieć, co dla
niego dana ocena oznacza. Co ciekawe, aż
do ósmej klasy, czyli na rok przed
ukończeniem obowiązkowej edukacji, oceny
na świadectwie nie są obowiązkowe.
Nauczyciele wydają opisową opinię. To
według nich znacznie lepiej pokazuje
stan wiedzy ucznia.
Nie są też entuzjastami testowania.
Ważniejsza jest całoroczna praca ucznia,
jego indywidualne postępy. - Jak można
wydać opinię o stanie wiedzy ucznia po
jednorazowym teście? - pyta retorycznie
Marjo Kyllonen.
Dlatego w Finlandii od kilku dekad nie
ma obowiązkowych ujednoliconych testów w
trakcie bądź na koniec jakiegoś etapu
edukacji. Po zakończeniu
dziewięcioletniej szkoły uczniowie
otrzymują świadectwo z ocenami w skali
od 4 do 10. Na tej podstawie mogą
aplikować do szkół średnich:
ogólnokształcących lub zawodowych. - W
tym objawia się nasze zaufanie do
nauczycieli i ich pracy i nie chcemy
zmieniać tego podejścia - uśmiecha się
Kyllonen.
Nauczyciel jest osobą bardzo szanowaną w
społeczeństwie i to jest jednym z
głównych czynników sukcesu fińskiej
szkoły. Ta wysoka ranga nauczyciela jest
głęboko zakorzeniona w fińskiej tradycji
i wartościach. W przeszłości, kiedy nie
było jeszcze formalnej edukacji,
duchowni pełnili funkcję nauczycieli,
uczyli ludzi czytać i pisać.
Co ciekawe, wyznacznikiem gotowości
danej osoby do zawarcia związku
małżeńskiego było opanowanie
umiejętności czytania. Nie mogłeś się
ożenić, jeśli tego nie potrafiłeś.
Na kierunki nauczycielskie dostają się
najlepsi. O jedno miejsce walczy
przynajmniej dziesięciu chętnych. By
zostać nauczycielem, trzeba mieć tytuł
magistra z pedagogiki i wykładanego
przedmiotu. Od ponad dziesięciu lat
wybiera się tak zwanych nauczycieli
ekspertów, którzy prowadzą warsztaty i
szkolenia, pokazują nowe metody pracy i
pomagają je wprowadzać w życie.
Nauczyciel ma dużą autonomię. Jest nie
tylko wykonawcą programu nauczania, ale
też jego współtwórcą. Rolą nauczycieli
jest dostosowanie programu do lokalnych
potrzeb. Nie ma z góry określonych
podręczników. Nauczyciele wybierają
sobie takie materiały, jakie sami
uważają za dobre i potrzebne. Nie ma
nawet obowiązku posiadania podręcznika.
To nauczyciel decyduje. Oczywiście musi
realizować program nauczania, ale od
niego zależy, w jaki sposób i jakimi
metodami osiągnie wyznaczony cel. - Musi
umieć wskazywać kierunki pracy,
kontrolować, jak uczniowie się uczą, czy
wynoszą coś z tych zajęć, i co zrobić,
żeby lekcje naprawdę dawały im wiedzę.
Jeśli wyniki nie są zadowalające,
udoskonala metody - mówi Arja-Sisko
Holappa.
O sukcesie fińskiego systemu edukacji
świat się dowiedział, kiedy Finlandia
znalazła się w czołówce w
międzynarodowych testach PISA. Wydaje
się, że w samej Finlandii nie
przywiązuje się do tego testu aż tak
wielkiej wagi. Nawet spadek o kilka
miejsc nie wywołał burzy. - Nie zależy
nam na konkurowaniu z Szanghajem, nie
popieramy systemu opartego na wkuwaniu i
korepetycjach - mówi mi Holappa. A Marjo
Kyllonen dodaje: - Nie pracujemy na
lepsze wyniki PISA. Nasze szkoły
rozwijamy po to, żeby lepiej przygotować
nasze dzieci do życia w zmieniającym się
świecie i do odnoszenia sukcesów.
***
SZKOŁA W FINLANDII
*Prace domowe są lekkie, a zakuwanie
niepożądane.
*Dzieci zaczynają szkołę w wieku 7 lat.
Podstawowa obowiązkowa edukacja trwa
9 lat.
*Wszystkie materiały szkolne, w tym
książki, zeszyty, przybory, zapewnia za
darmo szkoła.
*Wszystkie dzieci jedzą w szkole darmowe
obiady.
*Przerwy spędzają na dworze - mózg
potrzebuje się dotlenić.
*Od tego roku nie ma obowiązkowej nauki
alfabetu pisanego. Dzieci poznają małe i
wielkie litery drukowane. Od początku
będą się uczyć prawidłowego pisania na
klawiaturze.
*Fińskie dzieci nie siedzą za długo w
szkole. Mają 2,5miesiąca wakacji i parę
innych przerw w ciągu roku.
*Klasy są niewielkie, średnio od 15 do
20 uczniów.
*Nie ma ogólnokrajowych obowiązkowych
testów na koniec szkoły.
*Prawie nie ma szkół prywatnych, a te
istniejące też są dofinansowywane z
budżetu państwa, nie pobierają czesnego
i mają zazwyczaj jakąś specjalizację, na
przykład Montessori, Steiner, językowa.
ELEKTRON
Piotr Cieśliński
Jemu zawdzięczamy to, że otaczające nas
przedmioty mają swoją twardość i
nieprzenikalność, a więc możemy pewnie stąpać
po posadzce, usiąść na krześle albo oprzeć się
o ścianę.
Elektron jest podstawowym składnikiem
atomów. Kiedyś wyobrażano sobie, że
niczym planeta okrąża dodatnio
naładowane jądro atomowe. Dziś wiemy, że
jego ruch w atomie przypomina raczej
zachowanie struny albo membrany, która
została wprawiona w drgania rezonansowe.
I że to on trzyma świat w karbach, żeby
się nie rozpadł na kawałki.
Posłuszny
Atomy istnieją tylko dzięki temu, że
elektron jest niezwykle posłuszny i
zawsze bez względu na okoliczności
respektuje tzw. zakaz Pauliego. To
podstawowe prawo fizyki kwantowej
sformułowane przez austriackiego fizyka
Wolfganga Pauliego dotyczy nie tylko
elektronu, ale też wszystkich cząstek
zwanych fermionami, a więc także
kwarków. Złamanie zakazu Pauliego
oznaczałoby katastrofę i dosłownie
zapadnięcie się naszego świata.
Zakaz mówi, że fermiony nie mogą
zajmować tego samego stanu kwantowego, a
więc jednocześnie spocząć w tym samym
miejscu. Dzięki temu możliwe jest
istnienie atomów, bo elektrony nie mogą
spaść na jądro atomowe, choćby tego
nawet bardzo chciały, gdyż wtedy
wszystkie znalazłyby się w tym samym
stanie. Mówiąc w wielkim uproszczeniu -
jeśli w bezpośrednim pobliżu jądra jest
już jeden elektron, to kolejny musi
znaleźć sobie jakieś inne wolne miejsce,
dalej od jądra. Elektrony zapełniają
więc stopniowo coraz dalsze powłoki
elektronowe wokół jądra, bo każda
powłoka ma określoną pojemność i może
przyjąć tylko pewną liczbę elektronów.
To zakaz Pauliego sprawia, że atom,
cząsteczki chemiczne i zbudowane z nich
przedmioty zajmują określoną objętość w
przestrzeni. I przeciwstawiają się
próbom ich ściśnięcia. Stąd się bierze
twardość, a także nieprzenikliwość
materii - dwa atomy nie mogą bez
przeszkód przeniknąć przez siebie, gdyż
ich elektrony musiałyby w chwili takiego
przenikania zająć ten sam obszar w
przestrzeni.
Niepodzielny
W przyszłym roku minie już 120 lat od
jego odkrycia i przez ten czas nikomu
nie udało się go rozbić na kawałki, choć
zderzano elektrony ze sobą i innymi
cząstkami, rozpędzając je do
największych energii, jakie tylko były
osiągalne.
Ba, nikomu dotychczas nie udało się
dowieść, że elektron ma jakąś wewnętrzną
strukturę, mimo że inne składniki atomu
po pewnym czasie okazywały się złożone z
mniejszych części. Odkryto na przykład,
że składniki jądra atomowego - proton i
neutron - są zbudowane z kwarków.
A elektron jak na razie pozostaje
cząstką prawdziwie elementarną.
Co więcej, jest tak mały, że do tej pory
nie udało się zmierzyć jego rozmiaru!
Jest też jedną z najlżejszych cząstek.
Niektórzy fizycy sądzą nawet, że jest
wręcz... punktowy, tj. cała jego masa
jest skupiona w matematycznym punkcie.
Tego oczywiście nie sposób udowodnić.
Wiadomo tylko, że w eksperymentach, w
których fizycy zderzają ze sobą cząstki,
elektrony zachowują się jak twarde kulki
o rozmiarze dużo mniejszym niż
miliardowa część milimetra.
Wszędobylski
To nie wszystkie zalety elektronu.
Pojawia się wszędzie tam, gdzie mamy do
czynienia z elektrycznością, a więc
także we wszystkich elektrycznych
urządzeniach w naszych domach i biurach.
Gdy się porusza - tworzy prąd i generuje
pole magnetyczne, sam jest też maleńkim
magnesikiem. Dzięki niemu istnieją więc
magnesy i zjawiska magnetyczne, które
znamy z codziennego doświadczenia.
Jest odpowiedzialny za tworzenie
związków chemicznych, bez niego nie
byłoby wiązań chemicznych. Atomy łączą
się ze sobą w ten sposób, że albo
wymieniają się elektronami (jeden
oddaje, drugi bierze), albo dzielą się
nimi (tj. elektrony stają się wspólne,
należą do jednego i drugiego atomu). Bez
elektronu nie byłoby więc chemii.
Światły
Nie byłoby także światła. Kiedy elektron
przyspiesza, to świeci. Podobnie, gdy
przeskakuje w atomie z jednej powłoki
elektronowej na drugą. Światło jest
jasnym dowodem na to, że wokół nas jest
pełno skaczących i przyspieszających
elektronów. Jeśli by ich zabrakło, nic
nie rozproszyłoby mroku.
Trwały
Zapewne więc z ulgą przyjmiecie
wiadomość, że elektron jest bardzo
trwały. Nikt nigdy nie widział, aby sam
z siebie się rozpadł. Zgubić go może
spotkanie ze swoim alter ego, czyli
antycząstką, która zwana jest pozytonem.
Bo w efekcie takiego zejścia się obie
cząstki znikają w błysku promieniowania.
Ale możliwy jest też proces odwrotny: z
kwantu światła może narodzić się
elektron i pozyton. I tak się dzieje w
laboratoriach fizyków.
Rodzinny
Elektron ma życie rodzinne. Nie jest sam
- ma partnera, którego tak bardzo lubi,
że czasem się w niego zamienia. Tym
partnerem jest neutrino elektronowe, a
pośrednikiem we wzajemnych zamianach są
tzw. bozony pośredniczące.
Elektron i neutrino elektronowe to
pierwsze pokolenie niewielkiej rodziny
leptonów. Ta rodzina składa się z trzech
pokoleń. Drugie tworzą mion i neutrino
mionowe, a trzecie - taon i neutrino
taonowe. Innych nie ma. Nikt nie wie,
dlaczego są tylko trzy, a nie mniej lub
więcej pokoleń leptonów.
Krewniacy elektronu - mion i taon - są
od niego sporo ciężsi, a poza tym
nietrwali. Mion rozpada się w kilka
mikrosekund, a taon jeszcze szybciej -
żyje milion razy krócej.
Jak faceci w czerni
Elektrony są całkowicie nieodróżnialne
od siebie. Gdyby w jednej chwili
pozamieniać elektrony z ciała prezydenta Andrzeja
Dudy z elektronami, które tworzą
Baracka Obamę, nikt by nie zauważył
różnicy. Nie obwiniajcie więc ich za
politykę!
Warto podkreślić ich towarzyskość, która
jest tak wielka, że gdy przebywają w
wielkiej grupie zatracają czasem swoje
zwykłe własności i udają, że są kimś
innym. Pod wpływem silnego pola
magnetycznego w zbiorowości elektronów
(w metalu albo w półprzewodnikach)
tworzą się bowiem cząstki nowego typu.
Fizycy ze zdumieniem odkryli, że
elektrony zachowują się nie jak
zbiorowisko pojedynczych elektronów, ale
jak ciecz kwantowa złożona z innych
cząstek, tzw. kwazicząstek.
Takie kwazicząstki określa się często
mianem złożonych fermionów. Mimo że
powstają wskutek łączenia się
elektronów, to często mają tylko ułamek
ich ładunku. Poza tym mogą też mieć
bardzo dziwne własności magnetyczne. Te
kolektywne związki elektronowe są
nadzieją inżynierii kwantowej, która
stara się stworzyć nowe cudowne
materiały.
Gazeta Wyborcza 11.10. 2016
|
|
|
_________________________________
_________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
___________________________________
___________________________________
__________________________________
____________________
|
|
|