nasz blok
pod balonem
----------------------------
PONIEDZIAŁEK 3 SIERPNIA
Niezbadane są ścieżki, którymi słowa
przechodzą z jednej rzeczy na inną.
Taki "naparstek".
Powinien nazywać się "napalcem"
bo tam go nakładamy. Ale dawniej
"palcem" był tylko kciuk, dlatego do dziś mówimy "samotny jak
palec". Wszystkie inne palce zwano "parstami". Ta nazwa zanikła a
"naparstek" został.
Większego skoku od "palca" dokonał "paznokieć"
czyli "pa-z-nogi-eć" bo kiedyś był na nogach i to tylko u zwierząt.
"Obrączkę", która jest na palcu, noszono na rączce.
Czasem takie przejście jest
zabawne. Tak jak w pieśni kościelnej gdy ludzie śpiewają "chlast
miodem w Samsona" zamiast "plastr miodu", ja w dzieciństwie kolędowałem
o Trzech Królach: "ni
berła, ni dzieży", bo widziałem jak babcia tańczy dookoła dzieży, mięsząc
ciasto na chleb ale nie miałem pojęcia "dzierżyć". Dziwiłem się tylko,
po co przy żłóbku ta dzieża?
Podobna przygoda,
spotkała "rozgrzeszenie".
Na początku było "rozrzeszenie" bo "rzeszyć"
znaczyło "wiązać" a w Ewangelii jest powiedziane "komu grzechy rozwiążecie..." I to
było zrozumiałe bo grzech więzi a spowiedź wyzwala ale ponieważ język upraszcza co tylko może,
więc po co mówić "rozrzeszenie" z grzechów, skoro można od razu "rozgrzeszać"
i tak to już jest.
A ślady "rzeszenia" jako wiązania,
zostały w "zrzeszeniu" bo tam ludzie są jakoś powiązani
i w "rzeszocie", które wiązano z nitek.
-----------------------
ŚRODA 5 SIERPNIA
KWIATKI Z NASZEJ RABATKI

lepnica
poziewnik
pępawa
UWAGA - Poziewnik jest
trujący!
-----------------------------
CZWARTEK 6 SIERPNIA
Już niedługo mieszkańcy bloku D, przez
okno, będą mogli zobaczyć gmach, jakiego w Krakowie jeszcze nie było. Jeśli
zaś spojrzą na sąsiednie budynki, to mogą być pewni, że widzą coś, czego nie
ma nigdzie na świecie. No bo gdzie obok siebie mogą stać, rozwalająca się
myjnia, wiejski domek (z nowym dachem!),
najnowocześniejszy dom w mieście i zamek królewski?
Tradycyjny dom ma cztery ściany i dach.
Ten budowany obok, nie przypomina
żadnej takiej budowli. Jest podobny do
lukrowanego ciacha, po którym spływa polewa a obok stoi kubek z sokiem.
Oczywiście na obrazku, bo w rzeczywistości będzie
można oglądać go w całości tylko z latającego obok Wawelu, balonu. Ale co to
za rzeczywistość widziana z balonu?
Senatorska, albo jakiejś innej szychy.
W budowanym
Centrum Kongresowym znajdzie się m.in. duża sala na ponad 2000
miejsc, oraz sala teatralna na 600 miejsc. Planowany termin zakończenia
budowy to rok 2013. Nas bezpośredni0 dotyczy przebudowa ul. Jana Bułhaka
(twórca polskiej fot0grafii artystycznej)
i
dochodzącej do niej, ul. Wierzbowej.
Tymczasem zwieźli setki rur.

Przenoszą cmentarz


i "latarnię umarłych", kapliczkę z początków XVII w.,która dawniej stała
przy
ulicy Twardowskiego.
Od średniowiecza kapliczki takie
stawiano na rozstajach dróg, w sąsiedztwie szpitali i cmentarzy. Światło
umieszczonej na szczycie latarni, wskazywało drogę - naszej do Tyńca -
chroniło przed duchami i wzywało do modlitwy. Podobny filar znajduje się u
wylotu ulicy Szwedzkiej, na granicy Dębnik i Zakrzówka. Wzniesiono go w r.
1871 obok cmentarza zmarłych podczas epidemii cholery.
Najstarsza kapliczka, gotycka, stoi
przy kościele św. Mikołaja. Ponieważ była to moja poprzednia parafia, więc
można powiedzieć, że przywędrowałem od tamtej latarni do tej.

Tym bardziej, że tutaj, w jednej z wnęk
znalazłem mojego patrona z Padwy.
--------------------------
WTOREK 11 SIERPNIA
Nagrodę Nobla temu, kto wynalazł rower!
Mamy dwa sposoby aby, nie odrywając się od ziemi, poczuć jak to jest mieć skrzydła, to
narty i rower.
Mój dziadek stolarz, rzeźbiarz,
pszczelarz, rolnik, żołnierz C.K., przywódca strajku chłopskiego, miał jedyny
we wsi rower. Do kościoła, gdy inni jeździli bryczkami, on na dwóch kółkach.
Dzwonił, pociągając za rzemyk, wtedy kółko dzwonka tarło o przednie koło,
obracając metalowymi paskami, które uderzały we właściwy dzwonek. W ten
sposób można było dzwonić bez przerwy. Zaczynałem więc jazdą "pod ramę". Do
dziś prawa goleń pokryta jest bliznami.
I tak już zostało, rower miałem zawsze,
w Szwecji nawet trzy, od wyścigowego Renaulta do górskiego z ogromnym bagażnikiem.
Woziłem na nim torbę i notebooka do szkoły a jak trzeba było
pokazać Pianistę, to jeszcze dwa
głośniki i rzutnik.
Codziennie, zima, lato, deszcz, wiatr
(!) 10 km a jednego dnia w tygodniu, ponad 30 do szkoły w sąsiedniej miejscowości,
piękną ścieżką wśród zagajników i pól, przerobioną z linii kolejowej.
Mądrość praktyczną kraju lub miasta
można zmierzyć licząc ścieżki i rowery, których używają jego mieszkańcy.
Kraków szybko mądrzeje, choć "daleko mu jeszcze" do Holendrów czy Skandynawów. Powstają ścieżki z czerwoną wykładziną ale większość jest
taka jak na Kapelance, chodnik i gdzieniegdzie linia dzieląca go na pół. Mam
też własne trasy, których nie ma na mapie, np tę wydeptaną
przez pieski środkiem Dietla, czy, jadąc do Enionu, odkryłem
przepiękną ścieżkę nad Wilgą. Nie wiedziałem, że ta rzeczka to taka Wisła w
miniaturze a bodziszki są tam nawet większe.
Wszystko jednak blednie przy tej wiodącej do Tyńca.
-----------------------------
CZWARTEK 13 SIERPNIA

Między Wierzbową a Tyńcem, pozostało 10
km rajskiego ogrodu. A w nim większość rosnących u nas kserotermicznych
roślin, tzn. takich, które lubią wapienny, suchy i ciepły, stepowy teren.
Pośród nich lata sobie 600! gatunków motyli i błonówek. Takiego zagęszczenia
nie ma nigdzie indziej w Polsce.
Same nazwy tych skarbów: dzwonek
syberyjski, strzęplica nadobna, macierzanka nagolistna, ożota, złoć, czyściec, gorysz,
szczodrzeniec i... bodziszek czerwony. Dwa krzewy przywędrowały z południa,
nie mają jeszcze nawet, podobnie jak motyle, polskiego imienia: Grimaldia
fragrans i Fimbraria saccata.
Nic dziwnego że to miejsce,
w
jaskiniach Nad Galoską (18 m) i Na Gołąbcu (25 m), wybrał pierwszy
mieszkaniec w Polsce. Jak dawno przed nami? Niewyobrażalnie. Ten czas ginie
gdzieś w pomrokach. 120 tysięcy lat temu. 60 razy nasza era! Na pewno
tak jak my, nie miał ciepłej wody a korytarze biedaczek, musiał oświetlać
łuczywem.
I ludzie, którzy odkryli milczenie, też
wiedzieli gdzie wybudować klasztor.
Od tych kwiatów, widoków, zapachów,
wracałem jak po kilku kielichach orzechówki lub jak jaskółka na kółkach i
nagle tuż przy ścieżce, widzę
kwiatka, którego wcześniej nie widziałem.
Żółciutki, równiutko wycięty, zadbany,
zupełnie jak z ogródka.
Zatrzymuję rower, wyciągam aparat,
podchodzę, a z jednego kwiatka zrobiło się dwa.
-No nie, żeby aż tak się upić
jazdą...?!
Dopiero w domu przeczytałem, że ten
wiesiołek, przyleciał z Ameryki Południowej i uciekł z ogródka, czemu
się nie dziwię. Kwitnie tylko wieczorem i w trzy minutki potrafi się
rozwinąć, co widać gołym okiem i nawet słychać uchem. Więdnie dnia
następnego przed południem. Może się kiedyś nauczy, że u nas nie musi się
tak śpieszyć? Taki leczniczy i jadalny krwiściąg wybrał kształty bardziej
trwałe. Ale też niewielu tak jak on, potrafi przeplatać łodyżkami.

żółte kuleczki-WROTYCZ, purpura
tyryjska-KRWIŚCIĄG, żółty-WIESIOŁEK w 3 stadiach
a także: motyl i mucha
------------------------
PIĄTEK 14 SIERPNIA
Na stronie YouTube można obejrzeć
CUDOWNY film HOME.
Film o naszym wspólnym domu, Ziemi.
Gdy podałem tutaj adres tej strony
zablokowany został mój BLOG(?)
------------------------
ŚRODA 19 SIERPNIA
Wychowałem się wśród świętych obrazów
na ścianach.
Pamiętam św. Genowefę u jednej z ciotek. Dookoła podobizny, komiksowa historia jej życia. Na jednym z
tych obrazków, piesek przy grobie świętej. Przywiązanie do człowieka,
przepłacił życiem.
Na studiach, w Żaczku,
oblepiało się ściany szarym papierem. Kupiliśmy w Empiku radziecki
album Rembrandta, zagięte brzegi dookoła obrazu, udawały ramkę i
Rycerz w zbroi do dziś świeci w mojej wyobraźni. Później odwiedziłem
niejedną galerię, mam kilku swoich malarzy i parę obrazów, na które mogę
patrzeć bez końca. Zdarza się, jak na wystawie Paula Klee, zauroczenie. Wtedy
znika wszystko, są tylko tajemne barwy i linie.
Ale we własnym mieszkaniu to co innego,
chce się mieć swojskie rzeczy.
Od lat towarzyszą mi dwie kobiety. Może
dlatego, że w domu nie ma żywych, są te ciche, ciągle z tą samą, zawsze
widoczną, swoją tajemnicą.
Dziewczynka z
chryzantemami (1894) - Olga Boznańska i Nalewająca mleko (1660) - Jan Vermeer
van Delft.

-----------------------------
CZWARTEK 20 SIERPNIA
Olga
Boznańska (1865-1940) w młodości
mieszkała
w Krakowie przy ulicy Piłsudskiego. Zmarła w Paryżu. Jest całkowicie
spełnioną artystką: "tatuś wie, że to moje szczęście, że innego nie pragnę
na świecie, i w chwili kiedy nie będę mogła więcej malować, powinnam
przestać żyć", pisała do ojca. Malowała codziennie przez kilka godzin, do
ostatnich chwil swego życia. Otrzymała wszelkie możliwe wyróżnienia, łącznie
z francuskim Orderem Legii Honorowej. Jedynie krakowski zaścianek TPSP, :-(w
którym pracowałem przez rok w Dworku Jana Matejki), nie przyjął na
wystawę jej,
wielokrotnie nagradzanego, portretu
Paula_Neuena.
Widocznie nie dość
fotograficzny?
Była genialną portrecistką. W jedyny,
swój własny sposób, sugerowała po mistrzowsku osobowość modela. Obraz
budowała kolorem, gamą ściszoną, w kręgu barw pokrewnych.
Dziewczynka z chryzantemami, biedna
paryska kwiaciarka, patrzy ze zdziwieniem i zachwytem na świat. Bezbronna i
czysta jak
te chryzantemy, które trzyma w dłoniach złożonych do modlitwy. Jak dawniej
święci lilie. Tylko złowrogi cień czai się za jej plecami. Chociaż obraz jest kolorową mgłą,
dostrzegamy wyraziste kontury i trzy świecące punkty, oczy i usta. To przez
nie, ona cała jest oczekiwaniem na coś, czy na kogoś.
Nie znam bardziej przejmującego
spojrzenia i nawet słoneczniki Van Gogha nie płoną tak, jak te białe chryzantemy.
"Obrazy moje
wspaniale wyglądają, bo są prawdą, są uczciwe, pańskie, nie ma w nich
małostkowości, nie mam maniery, nie ma blagi. Są ciche i żywe i jakby je
lekka zasłona od patrzących dzieliła."
- Olga
Boznańska.
------------------------
PIĄTEK 21 SIERPNIA
W XVII w. Holandia była kolonialnym
mocarstwem. Bogaci kupcy i mieszczanie zdobią swoje domy dziełami sztuki.
Produkowano je i sprzedawano tak, jak i inne przedmioty użytkowe.
Artyści byli zrzeszeni w gildiach
(związki zawodowe),
które walczyły z nadużyciami, wspierały biednych i wdowy. Obrazy przeważnie wystawiano w
karczmach i oberżach. Ojciec Vermeera prowadził taką karczmę i zajmował się
sprzedażą dzieł sztuki. Zarządzał nią później sam Joannis, ponieważ utrzymać
się tylko z malarstwa było bardzo trudno. Gdy zbankrutował Rembrandt, wszystko co posiadał, poszło pod młotek
w karczmie.
Vermeer
całe życie spędził w Delft.
Umarł mając zaledwie 43 lat. Osierocił jedenaścioro dzieci i pozostawił ogromne długi. Katarzyna,
żona artysty, musiała sprzedać wszystkie obrazy jakie posiadała. Wkrótce o Vermeerze i jego malarstwie zapomniano. Odkryto go ponownie w XIX w. a do
niezwykłej sławy przyczynił się Marcel Proust, który w Poszukiwaniu
straconego czasu, na przykładzie obrazu Widok Delft, dokonał jednej z
najsłynniejszych interpretacji sztuki.
Nalewająca mleko, to kwintesencja
malarstwa Vermeera. Jest kobieta, wnętrze domu i życie codzienne, wszystko
to, co
najczęściej widzimy na jego obrazach. Całkowity kontrast do Dziewczynki z
chryzantemami. Wyraziste ale o niezwykłej tonacji (rękawy!) barwy, dojrzała, ustawiona w życiu,
kobieta. Już w czepku, opięta żółtym pancerzem, nie patrzy na
nas, całkowicie skupiona na tym, co robi. Jedynie usta, podobnie jak u
tamtej, to ta sama słodycz.
Kwiaciarka jest pełna młodzieńczej nadziei, wszystko
jeszcze przed nią, nawet uczesanie. Nalewająca mleko, melancholijnie ale
przede wszystkim czule, poddaje się swojej roli. Każdy szczegół, jak zwykle
u Vermeera, który malował niewiele (znamy tylko 40 obrazów) i powoli, jest bardziej rzeczywisty niż
sama rzeczywistość. A, tak ważne w malarstwie, światło? Pada przez okno,
piszą myląc to co widzą, z tym co wiedzą. Jasność zaczyna się w prawym,
górnym rogu i promieniuje złotym kaftanem tej kobiety. To ona jest światłem,
które wszystko oświetla. Linie wiodące obrazu, przecinają się w środku, gdzie
zwykle nie kierujemy wzroku a tam dzban, malarski symbol
seksualności.
Całość, tajemniczy spokój, ład i piękno.
Vermeer
Dopóki ta kobieta z Rijksmuseum
w namalowanej ciszy i skupieniu
mleko z dzbanka do miski
dzień po dniu przelewa,
nie zasługuje Świat
na koniec świata.
Wisława Szymborska
--------------------------
WTOREK 25 SIERPNIA
Najlepszymi
nauczycielami w urządzaniu mieszkania są sprzedawcy. Nie wszyscy,
oczywiście. Na Kazimierzu, niedaleko jeden od drugiego, jest sklep z farbami
i hydrauliczny. W tym pierwszym dowiedziałem się co to gładź (kładź gładź!),
ćwierćwałek i kątownik, którego użyłem do zakrycia dziury przy futrynie. Do
drugiego po każdą rzecz jechałem dwa razy. A to mufy brakuje, a to kolanko
nie takie.
"Mufa" - tak mówią małe dzieci na muchę
i ja mufę też pamiętam z dzieciństwa. Siedząc w załubkach, (ozdobne
sanie z łubek czyli cienkich desek) ręce trzymałem
w mufce (zarękawku).
Teraz gdy nadszedł czas balkonu, jadąc
Kapelanką do Tesco, w sklepiku ogrodniczym, spotkałem dwie urocze nauczycielki. O kwiatkach wiedzą
wszystko i chętnie się tym dzielą. Gdy zapytałem o nazwę jednego, który
będzie stał na półkach z książkami, otrzymałem trzy do wyboru, scindapsus (co da
psu?), rafidofora albo epipremnum. Co jedno imię to ciekawsze. Chyba wymyślę coś
swojego. Dowiedziałem się też kto jest kwaśnolubny i jak się drenuje. A gdy
wybrałem niecierpka, pani ostrzegła mnie, że on nie cierpi upałów i
rzeczywiście już pierwszego dnia oklapł tak, że musiałem go cucić w
łazience. Ale imię otrzymał bo jest niecierpliwy (impatiens), jego owoce, przy
najmniejszym dotknięciu, eksplodują nasionkami. Tych parę kwiatków to na
początek, bo marzy mi się altanka z kratkami.
------------------------
ŚRODA 26 SIERPNIA
O bezdomność otarłem się dwa razy.
Krótko i delikatnie a jednak ślad pozostał na zawsze.
Po studiach nie miałem pracy ani
mieszkania. Typowy dla PRL-u przepis głosił, że w dużym mieście, aby mieć jedno, wymagane
jest to drugie i odwrotnie, aby się zameldować potrzebne było zatrudnienie. Błędne koło. Przerwał je dyrektor domu
dziecka na Parkowej a po raz drugi prof. Estreicher. Przyjęli mnie do pracy bez
zameldowania.
Na początku mieszkałem w akademiku "na waleta" w pokoju przyjaciół, którzy jeszcze
studiowali (Z. Nęcki i A. Awdiejew). Spałem na materacach pod łóżkiem jednego z nich. Tylko głowa
wystawała na zewnątrz. Od czasu do czasu robiono obławę na nielegalnych mieszkańców.
Dyrektorem był sławny pan Buszek, więc pewnie nie zdarzyło się aby kogoś
złapali. Gdy sprawdzano jedno piętro, wiedzieliśmy o tym wcześniej i na
korytarzu wyżej pełno było spacerujących studentów.
Najgorzej gdy zimą wracałem w nocy. Nie bałem
się portiera, który znał mnie od lat ale nowy mógł zażądać legitymacji. I
co wtedy? Chociaż nigdy się to nie zdarzyło, do dziś śni mi się, że nie mogę
znaleźć swojego pokoju w Żaczku. Nigdy też na portierni nie prosiłem o
klucz. Gdy nikogo nie było w pokoju ani wśród znajomych, szedłem do łazienki
i drzemałem w wannie. Później wynajęliśmy pokój w Nowej Hucie. Właściciel,
lekarz, na pierwszym spotkaniu, zapytał
-z zameldowaniem nie miał pan
problemów?
-Żadnych!, odpowiedzieliśmy chórem.
Dosłownie było to prawdziwe, nie miałem problemów, bo się nie meldowałem.
Aby otrzymać paszport, potrzebny jednak
był pobyt stały. Pracowałem w TPSP i jeden z artystów malarzy,
zaproponował, że zamelduje mnie na ul. Cechowej, u swojej mamy. Niedawno
sprawdziłem adres bo mam go w prawie jazdy, które wtedy wyrobiłem.
Po kilku latach gdy miałem zostać w
Szwecji, konieczne było wymeldowanie. Okazało się to niemożliwe bo domu z tym
numerem w ogóle nie ma na Cechowej.
Artysta załatwił mi fikcyjny adres. Cd.
zob.
WTOREK 2 CZERWCA
------------------------
PIĄTEK 28 SIERPNIA
Prawdziwa bezdomność to jednak zupełnie co
innego.
W zimowy wieczór na schodkach przed
domem na Al.Daszyńskiego, leżał człowiek.
Pod głową miał zawiniątko z chlebem.
Zamarznie w nocy. Poszedłem do pobliskiego sklepu.
Co robić? Młoda ekspedientka zawołała
inną i wyszła ze mną.
-Ja go znam, powiedziała, kupuje u nas
czasem.
-Niech pan się obudzi, zawołała do
śpiącego. Posadziliśmy go. Był nieprzytomny.
-Trzeba zadzwonić do straży miejskiej.
Po chwili przyjechali dużym samochodem.
-Wstawaj! wrzasnął jeden z nich.
-O, Jezu! westchnął tamten podnosząc
się z ziemi.
-Zabierz to! strażnik wskazał na chleb.
Otworzyli tylne drzwi, wepchnęli
bezdomnego do środka i odjechali.
----------------------------
KONTAKT CD
WRZESIEŃ
|