
-------------------
środa 10 czerwca
Wieczorem poszedłem
nad Zalew. Wybrałem to miejsce zamieszkania aby być blisko Skałek.
Na polanach, w lesie dookoła kamieniołomu, rosną wszystkie kwiaty
jakie w życiu widziałem. Wyróżnia się wysoki, karminowy goŹdzik i
drugi, którego nie znam, ciemno-niebieski, podobny do łubinu.
Wszędzie ogromne winniczki. Mały chłopczyk liczy je a gdy brat
poprawia go, że przecież ten "domek" jest pusty,
-bo ślimaczek poszedł sobie na wycieczkę, odpowiada tamten.
Nieprzyjemny zgrzyt, tak, wlazłem i zniszczyłem na zawsze żywe
stworzenie, które dom swój nosi ze sobą.
Tam gdzie mieszkałem
poprzednio, nad Wisłą, miałem kilka
bezpańskich orzechów i planowałem, że powrócę, gdy przyjdzie
czas robienia nalewki, tymczasem tutaj są ich dziesiątki. Widocznie
ta ziemia na skałkach, to dobre miejsce dla kwiatów, winniczków i
orzechów.
--------------
środa 1 lipca

Mieszkaniec
osiedla Podwawelskiego napisał do mnie, że "ciężarówka bez kół" to nie jest
żaden samochód, tylko "ciuchcia" (chociaż ze spalinowym silnikiem) i nie
"atrapa" tylko zabytek.
Poszedłem sprawdzić. Dziadzio grający w piłkę z wnuczkiem w
tej czerwonej czapeczce, chętnie zrobił sobie przerwę i wyjaśnia.
-Panie, to stoi tutaj już chyba ze 40
lat. Jeszcze ja się tym bawiłem, moje dzieci a teraz wnuk. A w czasie wojny,
jeŹdziło toto po szynach w kamieniołomie, w którym pracował Papież, tam
gdzie Zalew. I opowiedział mi o tym jak Wojtyła
pracował w Solvay'u a potem namówił dziewczynkę biegnącą tu po schodkach
przyczepy, aby zagrała z wnuczkiem w piłkę a sam zaczął opowiadać o
niewidomym przyjacielu, który zbiera wojskowe orzełki. A ja słuchałem jak
turysta jakiś.
----------------------------------
CZWARTEK 13 SIERPNIA


Między Wierzbową a Tyńcem, pozostało 10
km rajskiego ogrodu. A w nim większość rosnących u nas kserotermicznych
roślin, tzn. takich, które lubią wapienny, suchy i ciepły, stepowy teren.
Pośród nich lata sobie 600! gatunków motyli i błonówek. Takiego zagęszczenia
nie ma nigdzie indziej w Polsce.
Same nazwy tych skarbów: dzwonek
syberyjski, strzęplica nadobna, macierzanka nagolistna, ożota, złoć, czyściec, gorysz,
szczodrzeniec i... bodziszek czerwony. Dwa krzewy przywędrowały z południa,
nie mają jeszcze nawet, podobnie jak motyle, polskiego imienia: Grimaldia
fragrans i Fimbraria saccata.
Nic dziwnego że to miejsce,
w
jaskiniach Nad Galoską (18 m) i Na Gołąbcu (25 m), wybrał pierwszy
mieszkaniec w Polsce. Jak dawno przed nami? Niewyobrażalnie. Ten czas ginie
gdzieś w pomrokach. 120 tysięcy lat temu. 60 razy nasza era! Na pewno
tak jak my, nie miał ciepłej wody a korytarze biedaczek, musiał oświetlać
łuczywem.
I ludzie, którzy odkryli milczenie, też
wiedzieli gdzie wybudować klasztor.
Od tych kwiatów, widoków, zapachów,
wracałem jak po kilku kielichach orzechówki lub jak jaskółka na kółkach i
nagle tuż przy ścieżce, widzę kwiatka, którego wcześniej nie widziałem. %#379ółciutki, równiutko wycięty, zadbany,
zupełnie jak z ogródka. Zatrzymuję rower, wyciągam aparat,
podchodzę, a z jednego kwiatka zrobiło się dwa.
-No nie, żeby aż tak się upić
jazdą...?!
Dopiero w domu przeczytałem, że ten
wiesiołek, przyleciał z Ameryki Południowej i uciekł z ogródka, czemu
się nie dziwię. Kwitnie tylko wieczorem i w trzy minutki potrafi się
rozwinąć, co widać gołym okiem i nawet słychać uchem. Więdnie dnia
następnego przed południem. Może się kiedyś nauczy, że u nas nie musi się
tak śpieszyć? Taki leczniczy i jadalny krwiściąg wybrał kształty bardziej
trwałe. Ale też niewielu tak jak on, potrafi przeplatać łodyżkami.

żółte kuleczki-WROTYCZ, purpura
tyryjska-krwiściąg, żłty-wiesiołek
w 3 stadiach a także: motyl i mucha.
-------------------
środa 9
września
Jedno z najpiękniejszych
miejsc na
świecie. Mam dziesiątki takich zdjęć jak te trzy u góry.
Jest tam wszystko. Jest woda, są skały, drzewa, motyle i ze
sto orzechów :-) W tym miejscu pracował Święty. A wszystko
to, jak głosi drogowskaz, 2 km od Wawelu a więc w sercu
naszego miasta.
Wczoraj spotkałem tam
pana Józefa. Zagadnięty, zaczął się żalić
-Znów wycięli moje
klony.
Nie zrozumiałem.
-Od 20 lat przychodzę
tu prawie codziennie. Mieszkam niedaleko i żeby się brzegi
nie osuwały, sadzę kanadyjskie klony. Nie wszystkie się
przyjmują bo ziemia skalista. Ale niektóre są już taaakie
duże, podniósł wysoko rękę. -W ten weekend znów mi trzy
wycięli.
-Kto? pytam.
-Przychodzą, palą
ogniska, piją i po pijanemu wycinają co popadnie bo z tych
gałązek to nawet ognia nie ma.
Rzeczywiście co parę
dni z balkonu widzę dymy nad Skałkami a jak wiatr wieje w tę
stronę to lepiej zamknąć okno.
O tej porze roku
dookoła Zalewu jest śmietnik. Tuż przy ścieżce leży ogromna
lodówka i butelki, butelki, butelki.
_______________________
SKRZYKNIJMY SIĘ
(Znowu?).
Na początek wybierzemy
się i posprzątamy ile się da.
Bo zniszczą nam ten
zielony skarb.


---------------------
sobota 9
września
"Skrzyknijmy się i
posprzątajmy Skałki!"
Usłyszała to tylko
jedna osoba i razem uzbieraliśmy cztery worki śmieci.
Akurat był Dzień
Sprzątania Świata więc robiliśmy porządek na Ziemi.
Przed nami już tam ktoś
był ale chodził tylko alejkami więc niewiele znalazł.
Przypomniało mi to
zbieranie grzybów a ponieważ urodziłem się niedaleko lasu,
więc jestem w tym dobry. Wygrzebywałem butelki przysypane
liśćmi, zdarzały się worki ukryte pod korzeniami drzew,
jakieś stare ubrania. Najwięcej leży tego tam, gdzie palono
ogniska, talerze, kubki, widelce, rozbite szkło...
Dlaczego w takim
miejscu, ludzie zostawiają swoje odpady? Pytanie jak ta
skała, na której ćwiczą młodzi alpiniści. Można w nią walić
łbem i na nic. Pozostaje wziąć worek i pozbierać co inni
zostawili. To jest jedyna odpowiedŹ.
I jeszcze wyrazy
podziękowania od rusałki pawik i kwiatka o gramatycznej
nazwie, przymiotno. Czasem, gdy go zapomnę, nie jestem
pewien czy to liczebno, czasowno a może rzeczowno?
----------------------------
poniedziałek
21 września
Dziś ścigałem policję.
Wyprzedzili mnie nyską gdy jechałem nad Zalew. Ja na
rowerze, ile sił w nogach, za nimi. Zniknęli w zaroślach
przy drodze do kotła ze ścianą alpinistów. Droga ślepa więc
slalomem pomiędzy kałużami, złapałem ich siedzących w pracy
jak na majówce. Dwóch chłopców, jeden rozmowny, drugi
milczący i niepolicyjnie delikatny. Opowiedziałem o
ogniskach i o klonach pana Józefa.
-Wolno tu palić? pytam.
-To jest teren
prywatny, mówi ten rozmowny, więc jeśli nie pali się za
blisko lasu, nic nie możemy zrobić.
-A to, że w nocy dymią
na całą okolicę i wycinają młode drzewka?
-Są z miasta, nie
wiedzą, że z tych gałęzi nie będzie ognia.
Na to nie wpadłem. Oni
ścinają młode klony bo są z miasta. I nic się nie da zrobić.
Nad Zalewem spotkałem
babcię z trzyletnią Julcią.
-Widzisz, to jest liść
dębu, jak ładnie dookoła wycięty.
Zdziwiłem się, że taka
mała i już ma lekcję przyrody a babcia chwali wnuczkę, że
rozpoznaje brzozę. Zakazuję podpowiadania i pytam
-Jak masz na imię?
Julcia tylko boczy się na mnie.
-Zosia?, Kasia?, Iwonka?,
zgaduję. Ja jestem Antoni a ty? Julcia milczy.
Mieszkają po drugiej
stronie Zalewu, w Pychowicach, przy ulicy, której nie mogłem
znaleŹć gdy przymierzałem się tam do kupna mieszkania. Wtedy
była to tylko polna droga wśród odłogów i ugorów. Muszę
pojechać, zobaczyć jak teraz wygląda.
-O wiewiórka, woła
babcia. Czarna, to z gór. Wiem, bom też góralka. Szuka
orzechów.
-Tu ma jednego, mówię.
Rozglądają się dokoła bo nie wiedzą, że ja się tak nazywam.
Łapię za aparat ale czarna wiewiórka biegnąca w krzakach to
nie rusałka na kwiatkach i na zdjęciu jest niewidoczna.
----------------------
wtorek 22 września
Julcia miała rację nie
odpowiadając. Pytałem ją zawodowo, po belfersku. Dlatego
dziś już nie pamiętam nawet buzi. Babcię widzę a jej nie.
Dzieci wiedzą czy się je traktuje serio czy tylko udaje. W Pychowicach chyba nikt dotąd tak jej nie
zaczepiał. Martynka to
co innego. Siedziała w minibusie-zabawce przed wejściem do
ZOO. Zobaczyła jakiegoś chłopca.
-Jak się nazywasz?
Pyta.
-Piotruś.
-Piotruś, wsiadaj
zawiozę cię do Świnoujścia.
Prościej nie można.
Albo Tosia. Stała na
środku ścieżki z otwartymi ramionami. Musiałem się
zatrzymać. Za to nauczyłem ją gwizdać na palcach a na
złożonych w okarynę dłoniach, pohukiwać jak sowa.
Tosiu, pozdrawiam
-Tosiek.
---------------------------
czwartek 8
pażdziernika
Ze Skałek widać
Kopiec

i Wawel

-------------------------------
poniedziałek 19
paŹdziernika
Wracałem ze Skałek. Z
drugiej strony, od Wyłomu, szedł stary człowiek tzn. starszy niż ja.
Spotkaliśmy się na chodniku.
- Ze spacerku? zapytał i nie
czekając na odpowiedŹ mówił dalej,
- ja teraz to mogę tylko do
Zalewu nad wodę. Pracowałem tam 24 lat to chodzę popatrzeć.
- Pracował pan w kamieniołomie?
- Tak, jako ślusarz. Po wojnie
skończyłem dwuletnią szkołę zawodową i najpierw byłem w Solwayu a
potem tutaj. Wolałem to, bo na świeżym powietrzu a tam smród i kurz.
Pochodzę z Kobierzyna. W czasie wojny stał tam pułk ułanów i ja
im karmiłem świnie.
- Polacy?
- Nie, połowa to Ukraińcy. Tu
uczyli się strzelać. Nosiłem wszystko w rękach, ale jestem bystry,
złapałem trochę niemieckiego więc mówię
-Herr Kapitan, ich bin jung und
diese Arbeit ist zu schwer fur mich. Skończyłem zaledwie 12 lat. Dali mi taczki. To była
wygoda! Wszystko sobie woziłem - pokazał jak popychał taczki.
- A w kamieniołomie?
- W kamieniołomie ciągle się coś psuło, wie pan, kolejka, szyny.
Teraz zrobiono z nich to
ogrodzenie dookoła wody, ale wtedy wożono kamienie do fabryki.
Tamtędy - pokazał ręką w kierunku Łagiewnik.
- I co robiono z tych kamieni?
- Wypalano z węglem
drzewnym, ale tylko te większe. Malizna zostawała tutaj i chłopi
przyjeżdżali. Kto chciał to brał.
-Najpierw wysadzano w
powietrze - wykorzystałem całą moją wiedzę fachową .
-Tak, zakładano ładunki w kilku
miejscach i te duże kamienie trzeba było rozbijać młotem.
- To robił Karol Wojtyła.
- Oszczędzano go, chociaż ja
tego nie widziałem. Potem na taśmę i na sito. Napracowałem się.
Krzyże bolą. Niech pan dotknie, położył moją rękę na
zgiętych w kabłąk plecach.
- Gorset. Idzie pan w tym
kierunku? To ja odprowadzę. Wziął mnie pod ramię.
Przeżył 81 lat i choć
trochę z tego chciał przekazać komuś innemu. Dokładnie opowiedział jak
dostał talon na Wartburga, podczas gdy dyrektor miał tylko Syrenkę, ale
ciągle wracał do tego pułku, w którym pracował jako dziecko.
PS. "Człowiek nie może przeżyć
swego życia, nie czyniąc ustawicznych wysiłków, aby je wyrazić".
Ernst
Cassirer
CD :
SKAŁKI
2010
|