Antoni Orzech          ZADOMOWIENIE   -   blog na Wierzbowej       październik  2009

 

 

 

BLOG

 

 

2009 

czerwiec 

lipiec 

sierpień 

wrzesień 

październik 

listopad 

grudzień  

2010

styczeń 

luty

marzec

kwiecień

maj

czerwiec

lipiec  

sierpień

wrzesień

październik

listopad

grudzień  

 

2011

styczeń

luty

marzec

kwiecień

maj

czerwiec

lipiec

sierpień

wrzesień

październik

listopad

grudzień

 

2012

styczeń

luty  

marzec

kwiecień

maj

czerwiec

lipiec

sierpień

wrzesień

październik

listopad

grudzień

 

2013

styczeń

luty

marzec

kwiecień

maj

czerwiec

lipiec

sierpień

wrzesień

październik

listopad

grudzień

 

2014

styczeń

luty

marzec

kwiecień

maj

czerwiec

lipiec

sierpień

wrzesień

październik

listopad

grudzień

 

2015

styczeń

luty

marzec

kwiecień

maj

czerwiec

lipiec

sierpień

wrzesień

listopad

     grudzień

 

    2016

    styczeń

    luty

 

 

-------

Skałki

PSY

drzewa

 

  www.antoniorzech.eu 

 

KONTAKT         

 

  


 

2009

ŹRóDŁOSŁóW

 

mieszkać

zamieszkiwanie

naparstek

paznokieć

rozgrzeszenie

sprawiedliwość

j. polski : szwedzki

 

2009

LUDZIE

 

MacIntyre

Heidegger

Boznańska

Vermeer

 

2009

KWIATY

DRZEWA

PTAKI

 

bodziszek

ślaz

żywokost

lepnica

poziewnik

pępawa

kozibród

słonecznik

dąb

gołębie

kos

 

 

nasz blok pod balonem     

---------------------------------------

--------------------------------------

PONIEDZIAŁEK 5 PAŹDZIERNIKA

 

Jeszcze jedna najpiękniejsza trasa rowerowa, Krakowski Rynek. Nie wiem czy legalna ale skoro mogą tu człapać konie z brykami, to tym bardziej my na dwóch kółkach. Jesienią miejsca pełno a jednak czuję się jakbym jeździł w katedrze pośród cudowności i świętości tyle tylko, że z pewnym przyzwoleniem.

 

Jak w kalejdoskopie, zmieniają się obrazy. Wieża ratuszowa, wycieczka, pełno pięknych dziewcząt, Sukiennice, turyści, precle i gołębie, które wcale nieprzestraszone trzeba omijać wielkim łukiem.

 

I na Wawel. Jest tam wyznaczona ścieżka, na której więcej pieszych niż rowerzystów. Potem w lewo, wzdłuż Wisły, przez most i do domu. Przedtem jeszcze jazda terenowa po wykopkach na budowie Centrum przy Rondzie. 

 

Niewiele z tego pamiętam. Wyraźnie widzę tylko zakręty i czekanie na przejściach. Nasz język powstawał na siedząco :-), nie nadąża za tak szybką zmianą obrazów. Na moście wyłączył się zupełnie, ustąpił miejsca wiatrowi, wodzie i migającym kolorom.

 

Gdy przyjeżdżałem do Polski w czasach PRL-u, zawsze szedłem tędy do przyjaciela, który mieszka obok kościoła na Skałce. Raz, dokładnie wiem w którym miejscu, pomyślałem, jak cudownie byłoby iść tą drogą do własnego domu. Nie było to nawet marzenie bo na to zbyt nierealne. A jednak się spełniło.

 

Z tej wyprawy przywiozłem od Górnisiewicza chleb wiejski żytni i graham. Bardzo smaczne. Dziś była chętna do rozmowy pani Miła. Odprowadza mnie aż do samych drzwi. Cieszyliśmy się, że idzie babie lato - w Szwecji zwane, "latem Britty" od imienia Brygidy, 8 października. Pani Miła pracuje na zmianę z emerytowaną nauczycielką kaletnictwa, która "zabija czas" czytaniem. Poskarżyłem się jej, że mi wciśnięto pas z jakiegoś tworzywa.

-To dobry pas, mówi. Ze skóry niewygodny, gniecie a ten podbity skórką jak na rękawiczki całkiem podobny do prawdziwego. A że szybko się zniszczy? Kaletnicy też muszą żyć.

 

---------------------------------

CZWARTEK 8 PAŹDZIERNIKA

 

Ze Skałek widać - Kopiec

 

                     i Wawel                      

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

--------------------------------

SOBOTA 10 PAŹDZIERNIKA

 

-Dlaczego wychodzicie?  - Mistrz Eckhart

-Aby odnaleźć drogę do domu. - H.-G.Gadamer

 

----------------------------------

NIEDZIELA 11 PAŹDZIERNIKA

 

Mojsze mieszkał z żoną i pięciorgiem dzieci w jednym małym pokoiku. Poszedł do rabina.

-Rabbi, ja już dłużej nie wytrzymam.

-Weź sobie kozę, poradził mu rabin. I przyjdź za tydzień.

-Nauczycielu, gdzie ja ją postawię? W nocy, z boku na bok, obracamy się na komendę.

 

Jak zawsze tak i teraz, jednak posłuchał mistrza. A koza spała na stojąco. Minęło siedem dni, Mojsze biegnie do rabina.

-Rabbi, ja zwariuję!

-To wyrzuć kozę z mieszkania. Za tydzień Mojsze znów jest u mistrza.

-Dziękuję ci nauczycielu. Teraz, bez tej kozy, to można żyć.

 

 

Z naszych mieszkań wyprowadziliśmy już kilka takich kóz.

Ostatnio zimną wodę. Rączka kranu w lewo i można się umyć albo spłukać naczynia bez podgrzewania wody w czajniku. Co za wygoda!

Czy ten, kto przez kilka miesięcy nie był bez tego, w ogóle wie co ma?

 

--------------------------------

WTOREK 13 PAŹDZIERNIKA

 

List od młodego informatyka.

 

Panie Antoni

 

Pisze Pan, że aby się cieszyć z tego co mamy, najpierw musi nam tego brakować. Załóżmy, że to prawda. Jednak możemy pragnąć różnych rzeczy. Panu brak ciepłej wody, światła na klatce schodowej, domofonu, skrzynek pocztowych i wielu innych udogodnień, które są oczywistością w cywilizowanym świecie.

 

Długo jeszcze będzie Pan szczęśliwy, ponieważ lista tych braków jest długa. Ale to jest taka radość jak z tego, że mamy buty, które nie są dziurawe. Buty są po to, żeby iść a nie po to, żeby uszczęśliwiać brakiem dziur. Mnie brak elementu w programie, który piszę a gdzieś tam w krajach szczęśliwszych, młodemu geniuszowi brak tego, czego jeszcze nie ma na świecie. Tak więc są różne braki. Może bardziej właściwa byłaby tu radość przyprawiona goryczą, że musi Pana cieszyć tak niewiele? Melancholia?

 

------------------------------

ŚRODA 14 PAŹDZIERNIKA

 

Drogi Tomku

 

Zakładasz, że jesteśmy jak komputer. Wewnątrz mamy dysk twardy, na którym wszystko zapisujemy. Możemy więc tam także zestawiać obok siebie i porównywać radość z ciepłej wody z radością z nowego programu czy odkrycia. Wtedy oczywiście to co większe, daje więcej satysfakcji. Zachwyt nad Wielkim Kanionem jest większy od podziwu dolinki nad Zalewem. Piętrowa willa z dziesięcioma balkonikami cieszy bardziej niż mały pokoik biednego Mojsze. Widząc jak uganiamy się aby mieć więcej i większe, szybciej i głośniej, pewnie masz dużo racji.

 

Ale przyjaźniłem się z panią Józefą z Zakopanego, która miała bardzo mało a ciągle powtarzała

-Panie Antoni, mnie jest jak w raju.

I odwiedzałem takich, którzy mieli wszystko, mieszkali w pałacach z podgrzewaną podłogą a wcale nie wyglądali na szczęśliwych.

 

Może więc pod tym twardym dyskiem, jest jeszcze w nas coś, co nie jest ani miejscem ani żadną przestrzenią. Jeśli po wielu przygodach, w końcu tam dotrzemy to każde piękno i najmniejsze nawet dobro wypełni nas całkowicie. Tam nie ma też miejsca na porównania, że róże są ładniejsze od bodziszków a Volvo lepsze od roweru. Tam w ogóle nie ma miejsca.

 

-----------------------------------

CZWARTEK 15 PAŹDZIERNIKA

 

Poszła sobie następna koza. Nie wspominałem o niej bo wstydliwa.

Brudna, cuchnąca i trochę bezprawna. Śmieci.

 

Gdy jeszcze pracowałem przy urządzaniu mieszkania, odpady wywoziłem na rowerze do śmietnika przy moim dawnym bloku. Większe zabierał siostrzeniec, chociaż obruszał się, że jego samochód to nie śmieciara.

 

Zadzwoniłem do MPO, kazano mi przyjść. Wysiadłem z tramwaju przy ulicy Ofiar Dąbia. Stoi tam blok o takiej samej elewacji jak nasza. Biały tynk i boazeria koloru jasnego orzecha. U nas jeszcze wygląda pięknie. Tamta poczerniała, niektóre deski odpadły. Obraz nędzy. Dalej szedłem ulicą Nowohucką poprzez bieszczadzkie tereny Zakola Wisły. Od numeru 1 do 7, godzina drogi. Dwie spotkane kobiety nie słyszały o takim przedsiębiorstwie. Gdy je w końcu

znalazłem, pani za biurkiem była zdziwiona.

-Z prywatnymi osobami, mieszkającymi w bloku, nie zawieramy żadnych umów.

 

Segregowałem więc każdy papierek i plastikową przykrywkę. Po drugiej stronie ulicy, stoją pojemniki na odpady. Zostawało niewiele, jakieś obierzyny, resztki warzyw. Raz w tygodniu, pakowałem worek do torby na ramię i przechodząc lub jadąc na rowerze obok śmietnika, dyskretnie wrzucałem. Trochę jak śmieciarz tylko na odwrót.

 

Dziś, w moim bloku, tuż za rogiem, odnalazłem nasz nowy śmietnik. Otwieram masywne, metalowe drzwi. Duże pomieszczenie i cztery kosze. Wszystkie puste. Wybieraj! Worek wpadł na samo dno jak kamień z serca. Nie ma się z czego cieszyć to tylko ulga.

 

----------------------------------------

PONIEDZIAŁEK  19 PAŹDZIERNIKA

 

Wracałem ze Skałek. Z drugiej strony, od Wyłomu, szedł stary człowiek tzn. starszy niż ja. Spotkaliśmy się na chodniku.

- Ze spacerku? zapytał i nie czekając na odpowiedź mówił dalej,

- ja teraz to mogę tylko do Zalewu nad wodę. Pracowałem tam 24 lat to chodzę popatrzeć.

- Pracował pan w kamieniołomie?

- Tak, jako ślusarz. Po wojnie skończyłem dwuletnią szkołę zawodową i najpierw byłem w Solwayu a potem tutaj. Wolałem to, bo na świeżym powietrzu a tam smród i kurz. Pochodzę z Kobierzyna. W czasie wojny stał tam pułk ułanów i ja im karmiłem świnie.

- Polacy?

- Nie, połowa to Ukraińcy. Tu uczyli się strzelać. Nosiłem wszystko w rękach, ale jestem bystry, złapałem trochę niemieckiego więc mówię

-Herr Kapitan, ich bin jung und diese Arbeit ist zu schwer fur mich. Skończyłem zaledwie 12 lat. Dali mi taczki. To była wygoda! Wszystko sobie woziłem - pokazał jak popychał taczki.

- A w kamieniołomie?

- W kamieniołomie ciągle się coś psuło, wie pan, kolejka, szyny.

Teraz zrobiono z nich to ogrodzenie dookoła wody, ale wtedy wożono kamienie do fabryki. Tamtędy - pokazał ręką w kierunku Łagiewnik.

- I co robiono z tych kamieni?

- Wypalano z węglem drzewnym, ale tylko te większe. Malizna zostawała tutaj i chłopi przyjeżdżali. Kto chciał to brał.

-Najpierw wysadzano w powietrze - wykorzystałem całą moją wiedzę fachową .

-Tak, zakładano ładunki w kilku miejscach i te duże kamienie trzeba było rozbijać młotem.

- To robił Karol Wojtyła.

- Oszczędzano go, chociaż ja tego nie widziałem. Potem na taśmę i na sito. Napracowałem się. Krzyże bolą. Niech pan dotknie, położył moją rękę na zgiętych w kabłąk plecach.

- Gorset. Idzie pan w tym kierunku? To ja odprowadzę. Wziął mnie pod ramię.

 

Przeżył 81 lat i choć trochę z tego chciał przekazać komuś innemu. Dokładnie opowiedział jak dostał talon na Wartburga, podczas gdy dyrektor miał tylko Syrenkę, ale ciągle wracał do tego pułku, w którym pracował jako dziecko.

 

"Człowiek nie może przeżyć swego życia, nie czyniąc ustawicznych wysiłków, aby je wyrazić".                                

                                                                    Ernst Cassirer

 

-------------------------------

PIĄTEK 23 PAŹDZIERNIKA

 

Dostałem dziwne pismo z sądu. Trzy miesiące temu zaniosłem tam zaświadczenia o tym, ile jest mi winien deweloper.

W tym piśmie "zarządza się wezwać ...do wskazania kategorii, do której ma być zaliczona wierzytelność, stosownie do treści art. 342 puin."

 

Nic z tego nie rozumiem. Zadzwonię, to się dowiem. Jest podpis, są pieczątki, ale nie ma ani adresu ani telefonu. Znalazłem numer sądu, odebrał portier, poradził zadzwonić następnego dnia o 8 rano. Dzwonię. Poproszono starszego protokolanta, panią, która napisała to wezwanie. Radzi mi pójść do radcy prawnego.

-A mógłbym zapytać o to panią sędzinę?

-Muszę najpierw się z nią skontaktować, odpowiada. Proszę zadzwonić za godzinę. Dzwonię. Pani sędzia, miłym, młodym głosem zadaje jedno pytanie

-Czego dotyczy wierzytelność?

-Kupiłem mieszkanie, odpowiadam.

-To kategoria 4.

 

Jeśli one to wiedziały, to dlaczego pytają "pod rygorem zwrotu zgłoszenia o wierzytelności?"

 

--------------------------------

SOBOTA 24 PAŹDZIERNIKA

 

Dziś można było kupić drugi album z nagraniami uczestników konkursu Chopina. W poprzednim tygodniu zamówiłem tę płytę w dwóch kioskach, ale dostałem dopiero w piątym, niezamówionym. W okolicach mojego osiedla, do czterech miejsc z gazetami, przychodzi tylko jeden egzemplarz i o 9 rano był już sprzedany. Jadę więc do kiosku przy Rondzie. Jest!

- Czy mógłbym u pana zamówić tego Chopina po raz drugi, bo w poprzednią sobotę pani o niczym nie wiedziała?

- Ale płyta była odłożona, a pan kupił w innym miejscu.

- Bo pani powiedziała, że nie ma.

- Pan zamawiał u mnie, trzeba było przyjść jak ja jestem!

- Skąd ja to miałem wiedzieć?

I już chcę dodać, to dlaczego pan jej tego nie powiedział? ale chodzi mi o Chopina a nie o zasady sprzedaży, więc tylko powtarzam:

- To będzie w przyszłą sobotę?

- Będzie.

- I pani będzie o tym wiedzieć?

- Będzie.

Zobaczymy.

 

--------------------------------

WTOREK 27 PAŹDZIERNIKA

 

Matematyczna teoria o powstawaniu struktur złożonych mówi, że każdy wzrost złożoności lokalnie, w jednym miejscu, łączy się ze wzrostem bałaganu w wymiarze globalnym (entropia).

 

Mieszkanie to przedłużenie różnych funkcji naszego ciała, takich jak oddychanie (wywietrzniki i filtry), odżywianie (lodówka, kuchnia) wydalanie (toaleta, śmietnik), widzenie (okno, balkon), myślenie (książki, komputer), komunikacja (telefon, domofon), odpoczynek (łóżko, TV).

Pokoje spełniają także rolę ochronną (ciepło, higiena), estetyczną (wystrój, kosmetyka), społeczną (całość).

 

Jednym słowem, dom to coś niezwykle skomplikowanego.

Nic więc dziwnego, że odkąd zaczęto urządzać nowe mieszkania w naszym bloku, wszędzie dookoła pojawił się bałagan.

Resztki pustaków i cegieł, kurz, szkło, pety, butelki, papiery, plastikowe torby, styropian, deski, rury, pręty, druty, siatki i zajeżdżone samochodami rabatki czy smród po papierosach na klatkach schodowych.

 

Nieład ten  będzie trwał aż ustanie "wzrost złożoności" czyli praca w mieszkaniach. Potem także będziemy przyczyniać się do bałaganu globalnego, ale wpływ ten będzie mniejszy, uporządkowany i ukryty.

 

BAŁAGAN  (ros. dawniej stragan, buda, szopa)

 

                                          i powstały z niego  ŁAD

 

z niepotrzebnej półki na książki i zasłony na okna, zrobiłem kuchnię

 

 

--------------------------

KONTAKT  CD  listopad