nasz blok
pod balonem
---------------------------------------
--------------------------------------
PONIEDZIAŁEK 5 PAŹDZIERNIKA
Jeszcze jedna najpiękniejsza
trasa rowerowa, Krakowski Rynek. Nie wiem czy legalna ale skoro mogą
tu człapać konie z brykami, to tym bardziej my na dwóch kółkach.
Jesienią miejsca pełno a jednak czuję się jakbym jeździł w katedrze
pośród cudowności i świętości tyle tylko, że z pewnym przyzwoleniem.
Jak w kalejdoskopie, zmieniają
się obrazy. Wieża ratuszowa, wycieczka, pełno pięknych dziewcząt,
Sukiennice, turyści, precle i gołębie, które wcale nieprzestraszone
trzeba omijać wielkim łukiem.
I na Wawel. Jest tam wyznaczona
ścieżka, na której więcej pieszych niż rowerzystów. Potem w lewo,
wzdłuż Wisły, przez most i do domu. Przedtem jeszcze jazda terenowa po
wykopkach na budowie Centrum przy Rondzie.
Niewiele z tego pamiętam.
Wyraźnie widzę tylko zakręty i czekanie na przejściach. Nasz język
powstawał na siedząco :-), nie nadąża za tak szybką zmianą obrazów. Na
moście wyłączył się zupełnie, ustąpił miejsca wiatrowi, wodzie i
migającym kolorom.
Gdy przyjeżdżałem do Polski w
czasach PRL-u, zawsze szedłem tędy do przyjaciela, który mieszka
obok kościoła na Skałce. Raz, dokładnie wiem w którym miejscu,
pomyślałem, jak cudownie byłoby iść tą drogą do własnego domu. Nie
było to nawet marzenie bo na to zbyt nierealne. A jednak się
spełniło.
Z tej wyprawy przywiozłem od
Górnisiewicza chleb wiejski żytni i graham. Bardzo smaczne. Dziś była
chętna do rozmowy pani Miła. Odprowadza mnie aż do samych drzwi.
Cieszyliśmy się, że idzie babie lato - w Szwecji zwane, "latem Britty" od imienia Brygidy, 8 października. Pani Miła pracuje na
zmianę z emerytowaną nauczycielką kaletnictwa, która "zabija czas"
czytaniem. Poskarżyłem się jej, że mi wciśnięto pas z jakiegoś
tworzywa.
-To dobry pas, mówi. Ze skóry
niewygodny, gniecie a ten podbity skórką jak na rękawiczki całkiem
podobny do prawdziwego. A że szybko się zniszczy? Kaletnicy też
muszą żyć.
---------------------------------
CZWARTEK 8 PAŹDZIERNIKA
Ze Skałek widać - Kopiec
i Wawel
--------------------------------
SOBOTA 10 PAŹDZIERNIKA
-Dlaczego wychodzicie? -
Mistrz Eckhart
-Aby odnaleźć drogę do domu. -
H.-G.Gadamer
----------------------------------
NIEDZIELA 11 PAŹDZIERNIKA
Mojsze mieszkał z żoną i
pięciorgiem dzieci w jednym małym pokoiku. Poszedł do rabina.
-Rabbi, ja już dłużej nie
wytrzymam.
-Weź sobie kozę, poradził mu
rabin. I przyjdź za tydzień.
-Nauczycielu, gdzie ja ją
postawię? W nocy, z boku na bok, obracamy się na komendę.
Jak zawsze tak i teraz,
jednak posłuchał mistrza. A koza spała na stojąco. Minęło siedem
dni, Mojsze biegnie do rabina.
-Rabbi, ja zwariuję!
-To wyrzuć kozę z mieszkania.
Za tydzień Mojsze znów jest u mistrza.
-Dziękuję ci nauczycielu.
Teraz, bez tej kozy, to można żyć.
Z naszych mieszkań
wyprowadziliśmy już kilka takich kóz.
Ostatnio zimną wodę. Rączka
kranu w lewo i można się umyć albo spłukać naczynia bez podgrzewania
wody w czajniku. Co za wygoda!
Czy ten, kto przez kilka
miesięcy nie był bez tego, w ogóle wie co ma?
--------------------------------
WTOREK 13 PAŹDZIERNIKA
List od młodego informatyka.
Panie Antoni
Pisze Pan, że aby się cieszyć z
tego co mamy, najpierw musi nam tego brakować. Załóżmy, że to
prawda. Jednak możemy pragnąć różnych rzeczy. Panu brak ciepłej
wody, światła na klatce schodowej, domofonu, skrzynek pocztowych i
wielu innych udogodnień, które są oczywistością w cywilizowanym
świecie.
Długo jeszcze będzie Pan
szczęśliwy, ponieważ lista tych braków jest długa. Ale to jest taka
radość jak z tego, że mamy buty, które nie są dziurawe. Buty są po
to, żeby iść a nie po to, żeby uszczęśliwiać brakiem dziur. Mnie
brak elementu w programie, który piszę a gdzieś tam w krajach
szczęśliwszych, młodemu geniuszowi brak tego, czego jeszcze nie ma
na świecie. Tak więc są różne braki. Może bardziej właściwa byłaby
tu radość przyprawiona goryczą, że musi Pana cieszyć tak niewiele?
Melancholia?
------------------------------
ŚRODA 14 PAŹDZIERNIKA
Drogi Tomku
Zakładasz, że jesteśmy jak
komputer. Wewnątrz mamy dysk twardy, na którym wszystko zapisujemy.
Możemy więc tam także zestawiać obok siebie i porównywać radość z
ciepłej wody z radością z nowego programu czy odkrycia. Wtedy
oczywiście to co większe, daje więcej satysfakcji. Zachwyt nad
Wielkim Kanionem jest większy od podziwu dolinki nad Zalewem.
Piętrowa willa z dziesięcioma balkonikami cieszy bardziej niż mały
pokoik biednego Mojsze. Widząc jak uganiamy się aby mieć więcej i
większe, szybciej i głośniej, pewnie masz dużo racji.
Ale przyjaźniłem się z
panią
Józefą z Zakopanego, która miała bardzo mało a ciągle powtarzała
-Panie Antoni, mnie jest jak w
raju.
I odwiedzałem takich, którzy
mieli wszystko, mieszkali w pałacach z podgrzewaną podłogą a wcale
nie wyglądali na szczęśliwych.
Może więc pod tym twardym
dyskiem, jest jeszcze w nas coś, co nie jest ani miejscem ani żadną
przestrzenią. Jeśli po wielu przygodach, w końcu tam dotrzemy to
każde piękno i najmniejsze nawet dobro wypełni nas całkowicie. Tam
nie ma też miejsca na porównania, że róże są ładniejsze od
bodziszków a Volvo lepsze od roweru. Tam w ogóle nie ma miejsca.
-----------------------------------
CZWARTEK 15 PAŹDZIERNIKA
Poszła sobie następna koza. Nie
wspominałem o niej bo wstydliwa.
Brudna, cuchnąca i trochę
bezprawna. Śmieci.
Gdy jeszcze pracowałem przy
urządzaniu mieszkania,
odpady wywoziłem na rowerze do śmietnika przy moim dawnym
bloku. Większe zabierał siostrzeniec, chociaż obruszał się, że jego
samochód to nie śmieciara.
Zadzwoniłem do MPO, kazano mi
przyjść. Wysiadłem z tramwaju przy ulicy Ofiar Dąbia. Stoi tam blok
o takiej samej elewacji jak nasza. Biały tynk i boazeria koloru
jasnego orzecha. U nas jeszcze wygląda pięknie. Tamta poczerniała,
niektóre deski odpadły. Obraz nędzy. Dalej szedłem ulicą Nowohucką
poprzez bieszczadzkie tereny Zakola Wisły. Od numeru 1 do 7, godzina
drogi. Dwie spotkane kobiety nie słyszały o takim przedsiębiorstwie.
Gdy je w końcu
znalazłem, pani za biurkiem była zdziwiona.
-Z
prywatnymi osobami, mieszkającymi w bloku, nie zawieramy żadnych
umów.
Segregowałem więc każdy
papierek i plastikową przykrywkę. Po drugiej stronie ulicy, stoją
pojemniki na odpady. Zostawało niewiele, jakieś obierzyny, resztki
warzyw. Raz w tygodniu, pakowałem worek do torby na ramię i przechodząc
lub jadąc na rowerze obok śmietnika, dyskretnie wrzucałem. Trochę jak śmieciarz tylko na
odwrót.
Dziś, w moim bloku, tuż za rogiem, odnalazłem
nasz nowy
śmietnik. Otwieram masywne, metalowe
drzwi. Duże pomieszczenie i cztery kosze. Wszystkie puste. Wybieraj!
Worek wpadł na samo dno jak kamień z serca. Nie ma się z czego cieszyć to
tylko ulga.
----------------------------------------
PONIEDZIAŁEK 19
PAŹDZIERNIKA
Wracałem ze Skałek. Z drugiej
strony, od Wyłomu, szedł stary człowiek tzn. starszy niż ja. Spotkaliśmy się na chodniku.
- Ze spacerku? zapytał i nie
czekając na odpowiedź mówił dalej,
- ja teraz to mogę tylko do
Zalewu nad wodę. Pracowałem tam 24 lat to chodzę popatrzeć.
- Pracował pan w kamieniołomie?
- Tak, jako ślusarz. Po wojnie
skończyłem dwuletnią szkołę zawodową i najpierw byłem w Solwayu a
potem tutaj. Wolałem to, bo na świeżym powietrzu a tam smród i kurz.
Pochodzę z Kobierzyna. W czasie wojny stał tam pułk ułanów i ja
im karmiłem świnie.
- Polacy?
- Nie, połowa to Ukraińcy. Tu
uczyli się strzelać. Nosiłem wszystko w rękach, ale jestem bystry,
złapałem trochę niemieckiego więc mówię
-Herr Kapitan, ich bin jung und
diese Arbeit ist zu schwer fur mich. Skończyłem zaledwie 12 lat. Dali mi taczki. To była
wygoda! Wszystko sobie woziłem - pokazał jak popychał taczki.
- A w kamieniołomie?
- W kamieniołomie ciągle się coś psuło, wie pan, kolejka, szyny.
Teraz zrobiono z nich to
ogrodzenie dookoła wody, ale wtedy wożono kamienie do fabryki.
Tamtędy - pokazał ręką w kierunku Łagiewnik.
- I co robiono z tych kamieni?
- Wypalano z węglem
drzewnym, ale tylko te większe. Malizna zostawała tutaj i chłopi
przyjeżdżali. Kto chciał to brał.
-Najpierw wysadzano w
powietrze - wykorzystałem całą moją wiedzę fachową .
-Tak, zakładano ładunki w kilku
miejscach i te duże kamienie trzeba było rozbijać młotem.
- To robił Karol Wojtyła.
- Oszczędzano go, chociaż ja
tego nie widziałem. Potem na taśmę i na sito. Napracowałem się.
Krzyże bolą. Niech pan dotknie, położył moją rękę na
zgiętych w kabłąk plecach.
- Gorset. Idzie pan w tym
kierunku? To ja odprowadzę. Wziął mnie pod ramię.
Przeżył 81 lat i choć
trochę z tego chciał przekazać komuś innemu. Dokładnie opowiedział jak
dostał talon na Wartburga, podczas gdy dyrektor miał tylko Syrenkę, ale
ciągle wracał do tego pułku, w którym pracował jako dziecko.
"Człowiek nie może przeżyć
swego życia, nie czyniąc ustawicznych wysiłków, aby je wyrazić".
Ernst Cassirer
-------------------------------
PIĄTEK 23 PAŹDZIERNIKA
Dostałem dziwne pismo z sądu.
Trzy miesiące temu
zaniosłem tam zaświadczenia o tym,
ile jest mi winien deweloper.
W tym piśmie "zarządza się
wezwać ...do wskazania kategorii, do której ma być zaliczona
wierzytelność, stosownie do treści art. 342 puin."
Nic z tego nie rozumiem.
Zadzwonię, to się dowiem. Jest podpis, są pieczątki, ale nie ma
ani adresu ani telefonu. Znalazłem numer sądu, odebrał portier, poradził
zadzwonić następnego dnia o 8 rano. Dzwonię. Poproszono starszego
protokolanta, panią, która napisała to wezwanie. Radzi mi pójść do
radcy prawnego.
-A mógłbym zapytać o to panią
sędzinę?
-Muszę najpierw się z nią
skontaktować, odpowiada. Proszę zadzwonić za godzinę. Dzwonię. Pani
sędzia, miłym, młodym głosem zadaje jedno pytanie
-Czego dotyczy wierzytelność?
-Kupiłem mieszkanie,
odpowiadam.
-To kategoria 4.
Jeśli one to wiedziały, to
dlaczego pytają "pod rygorem zwrotu zgłoszenia o wierzytelności?"
--------------------------------
SOBOTA 24 PAŹDZIERNIKA
Dziś można było kupić drugi album z
nagraniami uczestników konkursu Chopina. W poprzednim tygodniu
zamówiłem tę płytę w dwóch kioskach, ale dostałem dopiero w piątym, niezamówionym. W okolicach mojego osiedla, do czterech miejsc z
gazetami, przychodzi tylko jeden egzemplarz i o 9 rano był już
sprzedany. Jadę więc do kiosku przy Rondzie. Jest!
- Czy mógłbym u pana zamówić
tego Chopina po
raz drugi, bo w poprzednią sobotę pani o niczym nie wiedziała?
- Ale płyta była
odłożona, a pan kupił w innym miejscu.
- Bo pani
powiedziała, że nie ma.
- Pan zamawiał u mnie, trzeba
było przyjść jak ja jestem!
- Skąd ja to miałem wiedzieć?
I
już chcę dodać, to dlaczego pan jej tego nie powiedział? ale chodzi mi o Chopina
a nie o zasady sprzedaży, więc tylko powtarzam:
- To będzie w przyszłą sobotę?
- Będzie.
- I pani będzie o tym
wiedzieć?
- Będzie.
Zobaczymy.
--------------------------------
WTOREK 27 PAŹDZIERNIKA
Matematyczna teoria o
powstawaniu struktur złożonych mówi, że każdy wzrost złożoności
lokalnie, w jednym miejscu, łączy się ze wzrostem bałaganu w
wymiarze globalnym (entropia).
Mieszkanie to przedłużenie
różnych funkcji naszego ciała, takich jak oddychanie
(wywietrzniki i filtry), odżywianie (lodówka, kuchnia) wydalanie
(toaleta, śmietnik), widzenie (okno, balkon), myślenie (książki,
komputer), komunikacja (telefon, domofon), odpoczynek (łóżko, TV).
Pokoje spełniają także rolę
ochronną (ciepło, higiena), estetyczną (wystrój, kosmetyka),
społeczną (całość).
Jednym słowem, dom to coś
niezwykle skomplikowanego.
Nic więc dziwnego, że odkąd
zaczęto urządzać nowe mieszkania w naszym bloku, wszędzie dookoła
pojawił się bałagan.
Resztki pustaków i cegieł,
kurz, szkło, pety, butelki, papiery, plastikowe torby, styropian,
deski, rury, pręty, druty, siatki i zajeżdżone samochodami rabatki
czy smród po papierosach na klatkach schodowych.
Nieład ten będzie trwał aż
ustanie "wzrost złożoności" czyli praca w mieszkaniach. Potem także będziemy
przyczyniać się do bałaganu
globalnego, ale wpływ ten będzie mniejszy, uporządkowany i
ukryty.
BAŁAGAN
(ros. dawniej stragan, buda, szopa)
i powstały z niego ŁAD
z niepotrzebnej półki na
książki i zasłony na okna, zrobiłem kuchnię
--------------------------
KONTAKT
CD listopad
|